Alfabet udanego związku. N jak nuda

Czy nigdy nie uderzyło Cię, że po jednych ludziach zostaje Ci nuda i właśnie jakby zakalec w głowie, a po innych Ci żwawiej i świat jakiś ciekawszy i godzien uwagi?

Sławomir Mrożek w liście do Stanisława Lema

Istnieje wiele sposobów na zmarnowanie sobie życia. Jednym z najskuteczniejszych jest nie tyle dobieranie się w niewłaściwe związki (wpadki zdarzają się przecież każdemu), ale bezsensowne trwanie w nich. Z nadzieją, że może jutro będzie lepiej, że może ślub wszystko zmieni, dziecko wszystko zmieni, a może chociaż piesek typu chihuahua. A po czym poznać, że Wasz związek nie wygląda tak, jak powinien? Jest kilka rzeczy, które jednoznacznie powinny dawać Wam do zrozumienia, że coś idzie nie tak: Ty nie kochasz jego, on nie kocha Ciebie, nie dogadujecie się, nie lubicie albo zanudzacie się ze sobą na śmierć. I dziś będzie o tym ostatnim.

CO TO JEST NUDA?

Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego, nuda to inaczej uczucie przygnębienia czy zniechęcenia, spowodowane bezczynnością i monotonią życia. O ile łatwo wyobrazić sobie nudę w pojedynkę (większości Polaków wystarczyłoby zapewne wyłącznie telewizora), o tyle o nudę we dwoje powinno być naprawdę trudno. Przy założeniu, że każde z Was ma poziom IQ o wartości wyższej niż temperatura pokojowa, powinniście umieć znaleźć sobie rozrywkę choćby tak prostą i oczywistą, jak luźna i fajna rozmowa.

Jeśli zaś jesteście w początkowej bądź szczytowej fazie związku, zamiennie z inteligencją powinien dawać o sobie znać także temperament – wtedy można zapomnieć o wysublimowanych formach rozrywki i zwyczajnie, po ludzku, uprawiać ze sobą seks.

Oczywiście, robię sobie teraz delikatne żarty, ale to wyłącznie dlatego, że nie rozumiem, jak ludzie mogą trwać w nudnych związkach. W takich, w których wprost przyznają przed sobą i przed innymi, że nic ich już nie trzyma, a wizja wspólnego spędzenia urlopu jawi im się równie atrakcyjnie, jak wizja przekopania widelcem całkiem pokaźnego ogródka. I chociaż kiedyś wydawało mi się, że tego typu pary można spotkać równie często, co yeti, to im dłużej obcuję z ludźmi, tym częściej przekonuję się, że ich występowanie w przyrodzie naprawdę jest możliwe. Choć sensu ma tyle, co skrzyżowanie ameby z szympansem. Dlaczego? Bo jeśli decyduję się na bycie z drugim człowiekiem, to nie tylko dlatego, że go kocham i że dzięki temu od czasu do czasu ktoś pozmywa za mnie naczynia, ale dlatego, że jestem go zwyczajnie ciekawa. Że imponuje mi, fascynuje mnie, że mimo mijających nam wspólnie tygodni, miesięcy czy lat, wciąż mam przed sobą pasjonującą zagadkę.

Jasne, że z czasem wiem już o nim więcej. Że uśmiecham się, ilekroć poprawia okulary, że wiem, jakie piwo wybierze zawsze w sklepie oraz jak układa usta, kiedy chce powiedzieć słowo „truskawka”. Natomiast wciąż chcę go więcej – chcę wiedzieć, co w danej chwili czuje i myśli, jak komentuje zarówno bieżące wydarzenia na świecie, jak i moją najnowszą sukienkę, jak minął mu dzień oraz jaki prezent sprawiłby mu najwięcej radości na nadchodzącą Gwiazdkę. A to dlatego, że człowieka poznaje się przez całe jego życie – jedyne, co trzeba, to nie spuszczać nogi z gazu i być go nieustannie ciekawym. Być dla niego wyzwaniem, ale i jego traktować też jak wyzwanie.

TO JEST PROCES, TO MUSI TRWAĆ

Jest taki ładny cytat z Roberta Więckiewicza, opowiadającego o angażowaniu się ciągle w nowe związki:

„To bez sensu, bo każdy następny związek jest taki sam. Po co przechodzić przez to samo jeszcze raz? Znowu te tańce godowe. A później znów kryzys, masakra. Nie wierzę w związki, w których zawsze jest idealnie. Skoro my sami nie wiemy o sobie wszystkiego, to jak możemy mieć wiedzę o drugiej osobie? Ja bym chciał poznać kobietę, z którą jestem, a to nie jest proces obliczony na pięć, dziesięć czy piętnaście lat. A skoro odbijam się w niej jak w lustrze, to poznając ją, poznaję siebie.

Chciałbym uczynić relację z nią możliwie najbardziej pełną, czerpać z niej maksymalnie dużo wiedzy o sobie. Gdybym zmieniał partnerki, nigdy bym tego nie osiągnął, bo przerabiałbym tę samą lekcję i dochodził do tego samego punktu. Mam poczucie, że im głębiej wchodzimy w kogoś, tym głębiej wchodzimy w siebie, więc to interesujące, że ta konfrontacja działa pozytywnie na jedną i na drugą stronę”.

Piękne, prawda? Wyczerpujące, ale jednocześnie cholernie pociągające. I jakie prawdziwe. To, o czym tu mowa, tu ciekawość emocjonalna, psychiczna. To potrzeba przeglądania się w drugim człowieku, nieustannego odkrywania jego i siebie. A jeśli Twój partner przestał być dla Ciebie ciekawy, to czy będąc z nim nie tylko oszukujesz jego, ale i siebie? Siebie, bo myślisz, że to się kiedykolwiek zmieni albo z uporem maniaka wmawiasz sobie, że to normalne albo tak ma być. I jego, bo pozwalasz mu wierzyć, że wszystko jest w porządku i że to on jest tym jednym, właściwym, prawdziwym. A to już jest coś, co nazywać należy marnowaniem czasu – swojego i cudzego. A zatem i brakiem szacunku. Tak wobec drugiej osoby, jak i wobec siebie samego.

MONA LISA W WAŁKACH NA WŁOSACH

Drugi rodzaj ciekawości, bardziej przyziemny, to ciekawość fizyczna. Oczywiście, żyjąc ze sobą – a zwłaszcza ze sobą mieszkając – poznaje się drugą osobę niemalże na wylot. Wie się, jak wygląda z katarem albo w tłustych włosach, słyszy, widzi i czuje całą tę jej fizjologię, zaczynając od zbyt głośnego sikania, a kończąc na biegunkach czy niekontrolowanych wymiotach. I to jest jak najbardziej normalne. Nikt z nas nie jest istotą z galarety i tęczy i nas także to nie omija. Natomiast średnio rozumiem pary, które na własne życzenie odzierają się z intymności i zanoszą śmiechem, ilekroć mogą sobie pozwolić na to, by na przykład… puszczać przy sobie bąki. Można, ale po co? Można też obierać banana maczetą, a jakoś nikt zbyt chętnie tego nie robi.

I nie, nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi o to, by przez całą dobę mieć na twarzy nienaganny makijaż, wykazywać się manierami jak na angielskim dworze i poruszać po domu z taką gracją, że na czubku głowy mogłybyśmy nosić książki, ale o to, by trzymać pewien fason. Bo czym innym jest chodzenie po domu w dresie, czym innym paradowanie cały dzień w umazanej sosem koszulce. Czym innym podkręcanie przy nim rzęs, a czym innym wygrzebywanie u stóp brudu spod paznokci. Czym innym niedokręcony flakon perfum, a czym innym regularnie widniejący na łazienkowym blacie zużyty patyczek do uszu czy – co gorsza – tampon. Czym innym w końcu swoboda i naturalność, a czym innym brak wyczucia, przesada czy też zwykle niechlujstwo.

Dlatego wzajemną ciekawość fizyczną także warto w sobie pielęgnować. Ale nie poprzez gaszenie światła, żeby partner nie zobaczył naszego cellulitu, ale przez takie dbanie o ciało, by wciąż mogło uchodzić za atrakcyjne – nawet, jeśli z tym samym facetem jest się w związku od 30 lat. I niech nikt mi nie mówi, że wygląd nie ma znaczenia – o ile szczęśliwszy jest człowiek, który dobrze czuje się we własnym ciele! Natomiast jeśli przestaniecie o siebie jakkolwiek dbać, a jedynym urozmaiceniem w sypialni będzie Wasze położenie się w wałkach do łóżka, to niestety, ale przygniecie Was codzienność i nuda. Dlatego czasem warto włożyć trochę wysiłku i zachowywać się jak księżniczka – zwłaszcza, jeśli samej chce się mieć przy sobie księcia niczym z bajki.

RUSZCIE SIĘ. W DOWOLNYM KIERUNKU

Pamiętasz etap pierwszych randek? To szykowanie się, przerzucanie całej garderoby, staranne wybieranie miejscówki? To było piękne i ekscytujące i udowadniało Ci, że nawet bez skoku ze spadochronem możesz wiedzieć, czym są endorfiny i adrenalina. I chwała tym, którzy mimo lat stażu wciąż czasem sobie randkują. Natomiast na pohybel reszcie, która jedyne wycieczki robi sobie na trasie kanapa-lodówka, a jeśli się umawia, to tylko do dentysty. Ja rozumiem, że czasu mało, że fundusze czasami nie te. Ale… to wszystko to są tylko wymówki. Nie musicie mieć wolnego całego weekendu ani 20 tysięcy na koncie, żeby urządzić sobie piknik choćby i za miastem. Nie musicie brać urlopów ani zaciągać pożyczek, żeby pójść do kina i choć raz zamiast setnej powtórki „Przyjaciół” obejrzeć jakiś nowy, fajny film.

A jeśli po pierwszym etapie zakochania osiada się na laurach, weekendy w Paryżu zamienia na weekendy u matki, a koronkowe gorsety na zielone maseczki upiększające oraz papiloty czy wałki, to… to później zostają nam zgliszcza. I nie łączy nas z naszym partnerem nic poza rachunkami za gaz, prąd oraz wodę. Jedyne rozmowy, jakie toczymy, to te dotyczące zakupów albo pomysłów na obiad, a jedyne emocje to te, jakie daje nam obgadywanie znajomych albo sąsiadów. Naprawdę, nikt nie oczekuje, że Wasz związek przez wszystkie lata będzie pędził jak czerwony mustang autostradą bez zjazdów, ale niech nie toczy się przez wszystkie zakręty jak groszkowe Mini prowadzone przez Jasia Fasolę.

I tak, związek można porównać do samochodu – bo jedno i drugie do sprawnego funkcjonowania potrzebuje po prostu paliwa. A jeśli tankujesz go i tankujesz, a on i tak nie rusza z miejsca, to kto wie – może zepsuł się cały mechanizm? A może zawodzi tylko kierowca? Bo choćbyś dawała z siebie tysiąc procent, to jeśli nie będzie to odwzajemnione, to daleko nie zajedziecie. I pamiętaj, że nuda nie bierze się z kosmosu i nie pojawia się w świetnie zgranych związkach – winę za nią zawsze ponoszą jeśli nie obie, to przynajmniej jedna strona.

Dlatego na koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa Sławomira Mrożka, zawarte w liście do Stanisława Lema: „Czy nigdy nie uderzyło Cię, że po jednych ludziach zostaje Ci nuda i właśnie jakby zakalec w głowie, a po innych Ci żwawiej i świat jakiś ciekawszy i godzien uwagi”? I z tą myślą zostawiam Was w ten piękny dzień, zakalców życząc co najwyżej w kuchni.


Wpis jest częścią cyklu, którego kolejne odsłony ukazują się na blogu zawsze w piątek, co dwa tygodnie. W „Alfabecie udanego związku” wspólnie porozmawiamy o miłości, zaufaniu, partnerstwie i seksie. Zastanowimy się nad elementami, składającymi się na fajną, satysfakcjonującą relację i – literka po literce – spróbujemy odpowiedzieć na słynne pytanie „jak żyć”. Pytanie tym trudniejsze, że rozbudowane do wersji: „jak żyć we dwoje”?

Do tej pory ukazało się trzynaście tekstów z cyklu:

A jak ambicja

B jak bezpieczeństwo

C jak czułość

D jak dobroć

E jak emocje

F jak fascynacja

G jak granice

H jak humor

I jak intymność

J jak jakość

K jak kryzys

L jak lęk

M jak marzenia


fot. studiostoks/fotolia.com

Subscribe
Powiadom o
guest
14 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Hipis

Czekałam na taki tekst i bardzo mi się podoba :D Mrożek utrafił w sedno z tym zakalcem :D Często widzę takie znudzenie w małżeństwach z dłuższym stażem. To jest smutne, gdy własne dzieci mówią o rodzicach „Oni są małżeństwem, ale się nie kochają i nudzą ze sobą, dawno by się rozeszli gdyby nie ja i brat..”. W tym momencie zawsze podziwiam moich rodziców, którzy dzisiaj maja 21 rocznicę ślubu i nadal potrafią się dobrze bawić. Mam nadzieję że poczucie humoru mam podobne jak oni :D Jak na mnie osobnym kłopotem niż nuda w związku jest wchodzenie w związek z kimś… Czytaj więcej »

BratZacieszyciela

Kartagina… A nie, to już było, to kiedy mówiłaś, że to wydasz? Masz już wydawcę?

samorozwijalnia.wordpress.com

Wciągający cykl- aż żałuję, że dopiero teraz go odkryłam, bo mam dużo do nadrobienia :) Nie wiem czy trwanie w mało satysfakcjonującym związku wynika z przyzwyczajenia czy strachu przed zmianą, a może lenistwa? Wiem, że przeraża mnie i dziwi równie mocno ;)