Trzymaj pion, bo poziom to dno

Daj, ać ja pobruszę, a ty skocz do piwnicy po piwo – brzmiało ponoć najstarsze polskie zdanie, zapisane jeszcze w 1270 roku w Księdze henrykowskiej. No, dobra – wcale tak nie brzmiało, a autorem tej jakże zgrabnej modyfikacji był znany Wam pewnie Andrzej Sapkowski. Natomiast piwo tak mocno wpisało się już w polską kulturę, że z powodzeniem mogłoby zająć zaszczytne miejsce obok bigosu albo pierogów. Problem z nim miewamy jednak jeden – tak samo zresztą, jak z każdym innym rodzajem alkoholu – niekoniecznie wiemy, ile możemy go pić.

Szkół jest tutaj wiele. Jedni piją tyle, na ile mają ochotę. Inni tyle, na ile wystarczy im pieniędzy, jeszcze inni – na ile pozwoli im matka. I ja szanuję każde z tych podejść, o ile finalnie trzymasz na nim pion. Czyli: nie upodlasz się, bo i po co? 

Ja wiem, że picie może być fajne. Że istnieją nawet specjalne warsztaty, na których można dowiedzieć się, jak pić wódkę i zapijać piwkiem. Natomiast proponowałabym tutaj inny, równie modny trend – tzw. trend na minimalistę – w myśl zasady, że warto pozbywać się z życia tego, co nie jest nam w tym życiu potrzebne – a na pewno nie jest nam potrzebny obciach ani kac.

A o jakim obciachu mowa? Może odwołam się tu do subtelnej grafiki:

chatolandia


PIJ Z GŁOWĄ ZAMIAST Z PODŁOGĄ

Kojarzycie ten obrazek? Wchodzicie na imprezę, wszyscy świetnie się bawią, a po godzinie czy dwóch kogoś można już zbierać z podłogi? Może nie ten dzień, nie ten rozum, nie te możliwości. Efekt jednak wiadomy – korona poturlała się hen daleko, a i niewybredne żarty ze strony obecnych drugiego dnia murowane. A przy podwójnej dawce pecha – jeszcze seria wrzuconych na Facebooka, mega obciachowych zdjęć. Dlatego na dziś złota rada – jak już pijesz, to rób to z głową i uważnie dobieraj procenty, bo w przeciwnym razie może Cię czekać bliskie spotkanie z podłogą, a na drugi dzień smutny, bolesny kac.

Grunt to zresztą pamiętać, że najważniejsze jest nie tylko to, co się pije i ile się tego pije, ale – jak się to pije. Bo są tacy, na których nie robi wrażenia nawet pół tira bimbru z okolic Władywostoku, a są i tacy, którzy upijają się już na samą myśl o bąbelkach najtańszego szampana. A wiecie, jak bardzo zabawny jest człowiek, który nieumiejętnie oszacował swoją moc względem spożywanego alkoholu? Mniej więcej tak samo, jak sprzedawanie kukurydzy na plaży nad Bałtykiem. Do tego w stroju dorodnego kurczęcia. Podwójnie ocieplanym, przy pięćdziesięciu stopniach w cieniu.

Ludzi spożywających alkohol możemy podzielić przy tym na dwie grupy – pierwsza to właśnie ci, za których nawet Tobie jest wstyd. Nie dość, że upijają się do nieprzytomności, to jeszcze potrafią narobić sobie przy tym 100 kilo obciachu na każdy pokonany metr kwadratowy. Drudzy to ci fajni, którzy wiedzą, ile mogą wypić i – bez względu na wszystko – potrafią trzymać pion. Ale i jednych i drugich można podzielić jeszcze na dodatkowe podgrupy. Niżej łapcie więc mój subiektywny przegląd.


5 TYPÓW LUDZI,
Z KTÓRYMI NIE CHCIAŁBYŚ SIĘ NAPIĆ

 

JOHNNY BRAVO W WERSJI BIEDA – znany też jako erotoman-gawędziarz. Myśli, że jest zabawny jak surykatki na memach, więc podbija do wszystkiego, co ma biust i jeszcze jako tako się rusza. Przy tym oczywiście jest w związku, choć jak na niego patrzysz, to myślisz, że jedyne udane związki to jednak te frazeologiczne. Ma także pewien defekt ortopedyczny, charakterystyczny dla tego typu mężczyzn. A mianowicie: dupę na boku.

chatolandia


DZIK Z PRAGI – znany też jako rycerz ortalionu. Słynie z tego, że jak się napije, to każdemu chce spuścić łomot. A upija się szybko – niby taki chojrak, a już na dźwięk otwieranego kapsla urywa mu się film. Na każdej imprezie pierwszy do picia i bicia i zawsze – nie wiedzieć czemu – udaje najbardziej nawalonego. Co więcej, myśli, że w tym wszystkim jest cholernie fajny i cholernie zabawny, a Ty patrzysz na niego i zastanawiasz się, który psychiatryk zgubił taki diament.

chatolandia


CZŁOWIEK-KOMÓRKA – w zależności od płci: albo typowy nerd, który w środku imprezy przegląda Jeb z dzidy albo pyka w Snake’a, albo laska, która po pijaku dzwoni i sms-uje do byłych. Trudno jednoznacznie określić, które z nich przegrało w życiu więcej. Każde pije za dużo i mówi za mało. Zamiast pobyć z ludźmi, przykleja się do ekranu niczym glonojad do szyby akwarium. A przez to impreza z nimi jest jak pierwszy naleśnik – a pierwszy naleśnik nigdy się nie udaje.

chatolandia


WUJEK HENIEK Z WESELA – Henio, Henryś, Heniulek. Dyskretny jak bomba atomowa i śmieszny jak trwała. Znany z podszczypywania, suchych jak wiór żartów i nadużywania tekstu: ze mną się nie napijesz? Ten typ, który zna wszystkie kompromitujące przyśpiewki, a tak poza imprezą to ma kiepsko płatną pracę i ciągle mieszka z matką. Dlatego jak już zacznie opowiadać o życiu, to ratuj się, kto może. Bo Henio, gdyby mógł, to upiłby się na smutno nawet rosołem z makaronem.

chatolandia


TYPOWA ANGELA – znana też jako kobieta-bluszcz albo dziuńka-klej, bo na każdej imprezie klei się do wszystkich facetów – ładnych, brzydkich, jeszcze brzydszych oraz czasem rudych. Generalnie to szuka miłości na całe życie, ale nie pogardzi też taką do rana. Uważa się za oczytaną, od kiedy zaprenumerowała papierowe wydanie programu TV, a na zakupach bywa tak często, że punkt G przemieścił się jej na koniec słowa shopping. Z Angelą jak z tamagotchi – wszyscy ją mieli i taka to z nią zabawa.

chatolandia


5 TYPÓW LUDZI,
Z KTÓRYMI CHCIAŁBYŚ SIĘ NAPIĆ

 

CZŁOWIEK-SZLABAN – niegdyś panda wielka, dziś to on znajduje się pod ochroną. Ceniony ze względu na swój zdrowy rozsądek, asertywność i umiejętność odmowy. To on powstrzymuje innych przed odwaleniem pole dance na znaku drogowym, to on zabiera im kluczyki do auta, zanim przydzwonią w coś niczym Hanka w kartony. Słowem: to ten typ, który myśli za innych i jako jedyny trzyma pion, kiedy Matka Grawitacja wymusza na nich kontakt z poziomem.

chatolandia


ŚMIESZEK POZA KONTROLĄ – jedyny gatunek człowieka na całej kuli ziemskiej, któremu alkohol nie wypacza poczucia humoru i nie czyni go mistrzem żenady. Trochę z nim więc jak z Obeliksem, co wpadł do kociołka druida i wybija się teraz z tłumu, a trochę jak z He-Manem, co nie musi wzywać potęgi posępnego czerepu, żeby wszystkich roznieść. Ba, potrafi bawić się bez alkoholu, co jest ogromnym plusem, kiedy skończą się wszystkie zapasy, a w okolicy nie funkcjonuje ani jeden nocny.

chatolandia


SIOSTRA MIŁOSIERDZIA – pije na równi z innymi, a jakoś nie ścina jej jak ludzkiego białka przy czterdziestu dwóch stopniach. Ba, zawsze trzyma fason aż do końca imprezy i nigdy nie wychodzi, zanim nie pożegna ostatniego gościa. To ten typ, co po wszystkich posprząta, wszystko pozmywa i jeszcze zadba o to, żebyś rankiem znalazł w lodówce coś zimnego na kaca. A jak ma dobry dzień, to i jajecznicę usmaży – z boczkiem i wyłącznie z ekologicznych jajek.

chata wuja freda


CZARNA SKRZYNKA – z imprezy pamięta wszystko: kto, z kim, po co i dlaczego. Nieoceniony w rekonstruowaniu zdarzeń, odzyskiwaniu wspomnień i odnajdywaniu zgubionych telefonów, portfeli oraz majtek. Potrafi przypomnieć każdy szczegół, włącznie z tym, kto wpadł na pomysł popijania wódki herbatą i zapchania żelkami odpływu w jacuzzi. A jeśli Angela zajdzie w ciążę, to najpewniej z 10 do 3 zdoła zawęzić grupę mężczyzn, spośród których jeden powinien okazać się ojcem.

chatolandia


ANGUS MACGYVER – znany też jako Pomysłowy Dobromir. Prawdziwa kopalnia wiedzy i pomysłów, uaktywnia się zawsze wtedy, kiedy nikt już nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Wie, gdzie pić i z kim się bawić, zna adresy najlepszych klubów, nazwy najmodniejszych drinków i numery najtańszych taksówek. Robi za wodzireja, kiedy impreza nie chce się rozkręcić i jest na tyle zdolny, że ugotowałby zupę nawet z betonu. Trochę więc książka telefoniczna, trochę Google, a trochę Magda Gessler.

chatolandia


MATKA JOANNA OD DOBRYCH WSPOMNIEŃ

I jak, któryś z tych typów brzmi znajomo? Mam nadzieję, że lokujesz się zdecydowanie w tej drugiej piątce. Ale – żeby nie było – sama też nie jestem święta. Wiem, jak smakuje alkohol i wiele razy zdarzyło mi się znaleźć po drugiej stronie. Pić więcej, niż mogłabym później pamiętać, robić więcej, niż mogłabym później chcieć i mówić więcej, niż powiedziałabym kiedykolwiek na trzeźwo. Ale wiesz, co? W żadnym z tych przypadków nie zawojowałam świata. Nie odnotowałam żadnego pięknego momentu, ani jednego zdarzenia, które do dziś czule wspominam. Ba, alkohol nigdy też nie sprawił, że choć przez ułamek sekundy poczułam się nieco bardziej szczęśliwa. 

Bo kiedy piszę teraz do Ciebie ten tekst, nie jestem pijana. Bo kiedy pisałam wcześniejszych sześćset trzydzieści osiem tekstów na tego bloga, też nie byłam pijana. Ani wtedy, kiedy dostawałam pracę w jednej z najlepszych redakcji, ani kiedy wsiadałam do pociągu z jedną, jedyną walizką, żeby zamieszkać z ukochanym facetem w moim ukochanym mieście, jakim jest Warszawa.

Nie byłam też pijana wtedy, kiedy podpisywałam umowę na wydanie książki, spełniając jedno ze swoich największych marzeń. Ani wtedy, kiedy przeżywałam najpiękniejsze chwile życia, rodząc swojego pierwszego, absolutnie wspaniałego i pięknego syna. W żadnej z tych chwil nie miałam we krwi ani grama alkoholu, a mimo to byłam tym swoim szczęściem bezgranicznie pijana.

TRZYMASZ PION – DOSTAJESZ OD ŻYCIA WIĘCEJ

Bo da się być pijanym ze szczęścia, ale nie da się być szczęśliwym z upicia. Może Ci się co najwyżej wydawać, że jesteś wtedy fajniejszy, zabawniejszy, bardziej wyluzowany. Problem w tym, że to totalnie nieprawda, bo wtedy to nie jesteś już Ty. Ty to ten trzeźwy, ze wszystkimi wadami i zaletami, z całym tym dobrodziejstwem inwentarza. Może przebojowy, a może nie. Może odważny, a może nie. Ale najbardziej wartościowy, bo po prostu… prawdziwy. Bo co z tego, że po pijaku spotkasz miłość swojego życia, skoro na drugi dzień oboje wytrzeźwiejecie i ona – zdumiona, bo zapamiętała Cię jednak inaczej – ucieknie, zawiedziona?

Kojarzysz pewnie Steve’a Jobsa. Gość poza tym, że zbudował potęgę Apple’a i do znudzenia pojawiał się wszędzie w czarnych golfach, powiedział coś bardzo, bardzo ważnego: Twój czas jest ograniczony, więc nie marnuj go na byciem kimś, kim nie jesteś. Bo po pijaku nie dostajesz nagle stu punktów do zajebistości. Co więcej, problemy nie rozwiązują się wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i nie ma sensu wmawiać sobie, że dziś jeszcze troszkę popijesz, a lepiej to będzie „kiedyś” – bo jak pewnie wiesz, próżno szukać takiego dnia w kalendarzach.

Dlatego bądź sobą zawsze – tu, teraz, w pracy, po pracy, na imprezie, na zakupach, za rogiem. Jeśli pijesz, trzymaj ten cholerny pion, to znaczy: pij z głową. Bo wtedy Twoje zachowanie naprawdę jest Twoje i Twoje żarty naprawdę są Twoje. Twoje decyzje są Twoje i Twoje wspomnienia następnego dnia też nie są tylko kupką przemieloną przez kaca-mordercę, ale… naprawdę są Twoje. Bo pijąc mniej, finalnie dostajesz jednak więcej. Dłużej masz frajdę z imprezy, nawiązujesz więcej kontaktów, robisz lepsze wrażenie i więcej później pamiętasz. I przynajmniej nie wypisujesz bzdurnych sms-ów do wszystkich swoich eks.

A dlaczego Ci o tym piszę? Bo Grupa Żywiec ruszyła z kampanią społeczną Trzymaj pion, promującą odpowiedzialne spożywanie alkoholu i jestem cholernie dumna, że mogłam do niej dołączyć. Bo nie chodzi o to, żeby mówić, że picie jest złe – złe jest tylko picie bez głowy. Dlatego znaj umiar i trzymaj pion. Nie pij więcej, niż możesz, nie zgadzaj się na więcej, niż chcesz. I nigdy, ale to nigdy nie daj sobie wmówić, że picie na umór to taki styl życia.

Picie na umór to po prostu brak stylu.

Subscribe
Powiadom o
guest
23 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
N

Aśka! Jaki ten tekst o naleśniku jest prawdziwy! :D

Aneta Ciechanowska

Ahh jakie to prawdziwe :D Aśka jak zawsze dobry tekst :D Ja jestem zdecydowanie siostrą miłosierdzia, a im więcej wypije tym lepiej mi to wychodzi. Znajomy się śmiał, że on musi zacząć robić domówki u siebie to w końcu mieszkanie będzie miał sprzątnięte. Bo to już klasyk, że po imprezie Andzia sprząta, zmywa,podłogę nawet umyje i jedzenie zrobię , nawet na drogę dla tych najwytrwalszych. Taki typ. Ale z reguły wolę nie pić, trochę jak ten śmieszek akademia Dobromir, na trzeźwo najlepiej sie bawię i w tańcu na szpilkach się nie chwieje :D Wszystko jest dla ludzi, ale jeszcze musimy… Czytaj więcej »

Hipis

Jestem totalnym abstynentem, raz w życiu spróbowałam napić się szampana z uprzejmości i bleee, więcej tego nie ruszę. O dziwo, dobrze dogaduję się z pijanymi ludźmi, szczególnie gdy są w fazie prowadzenia absurdalnych rozmów o filozofii i przytulania się do wszystkich/wszystkiego (ja takie fazy mam na co dzień, więc ich rozumiem). Niektórzy twierdzą, że nie istnieję, no bo jak to – student, a nie pije. Zasadniczą wadą jest to, że ja na imprezach muszę się czymś zająć. Zaletą – tak dobieram znajomych, żeby nasze imprezy były ciekawsze niż „posiedzim, potańczym, popijem i się rozkręci”. Małe ilości alkoholu stanowczo wspomagają kreatywność.… Czytaj więcej »

Hipis

Niestety, wadę mam taką że nie mam aut i prawka – gdybym miała, na pewno byłabym zapraszana na każdą imprezę i by mi jeszcze yerbę stawiali :DD