Rafała Piaseckiego wołanie o miłość. Czyli: przestańcie mylić kata z ofiarą!

Cztery minuty dwadzieścia osiem sekund. Tyle dałam radę wysłuchać z trwającego ponad godzinę nagrania, w którym Rafał Piasecki, były radny PiS, znęca się nad swoją żoną. Cztery minuty dwadzieścia osiem sekund, choć jej horror z tym człowiekiem miał trwać aż jedenaście lat. I nie, ten tekst nie powstał po to, aby go po raz kolejny osądzać. Powstał po to, aby wylać kubeł zimnej wody na głowę wszystkich tych, którzy próbują go teraz wybielić. Bo i co czytam dzisiaj w internecie?

Po pierwsze, Karolina Piasecka sama jest sobie winna

Bo powinna była odejść od niego już dawno, a tak niepotrzebnie narażała siebie i dzieci. Wszystkim mędrcom, którzy odwracają tak kota ogonem, mam ochotę strzelić otwarcie w twarz. Nie mylcie, do cholery, kata z ofiarą! To nie ofiara jest winna, że się nad nią znęcano. To nie ona popełniła błąd, to nie ona zrobiła coś źle. Nie wszyscy mamy możliwość odejść. Jak gdyby nigdy nic spakować walizki i odwrócić się szybko na pięcie. Hamulców może być masa. Lęk przed tym, co ludzie powiedzą. Co powiedzą najbliżsi. Komu uwierzą, jak zareagują. Czy dobrze zrobimy, odbierając ojca dzieciom. Czy nas na to finansowo i emocjonalnie stać. I – w końcu – czy nasz oprawca nie posunie się o krok dalej i nie zabije i naszych dzieci, i nas.

Naprawdę, łatwo jest osądzać, kiedy nie jest się w czyjejś skórze. Kiedy nie siedzi się w samym środku tego pieprzonego piekła, kiedy to nie nasze życie jest zagrożone. Szczerze? Nie wierzę, że Piasecki potworem stał się natychmiast. Na początku znajomości albo tuż po ślubie. Że przeszedł metamorfozę z dobrego w złego w jeden zaledwie dzień. Wtedy ta kobieta miałaby szansę i siłę odejść. Ale tak się zwykle nie dzieje. Najczęściej granice są przesuwane powoli. Dziś jedno złe słowo. Jutro dwa. Za miesiąc pięć. Za rok pierwszy policzek, za trzy może popchnięcie.

A jak się ta nasza ofiara oswoi, przyzwyczai, przestraszy, a przy okazji uwierzy w to, że nie jest nic warta, to zaczniemy ją bić na całego. Trochę jak z syndromem gotowanej żaby. Słyszeliście? Jeśli wrzucić żabę do garnka z wrzątkiem, w panice z niego wyskoczy. Ale jeśli wsadzić ją do garnka z letnią wodą i powoli, stopniowo podgrzewać, to żaba ugotuje się i nie zauważy nawet tego momentu. I tak samo bywa też z ofiarami przemocy domowej. Piasecki wiedział, jak pod tym garnkiem ma podkręcać gaz. Do tego nie trzeba dyplomu MasterChefa. Wystarczy spora dawka sadyzmu.

Po drugie, kłótnie zdarzają się w każdym domu

Bardzo staram się unikać przekleństw na blogu, ale to jedna z tych sytuacji, na które mam ochotę odpowiedzieć: no kurwa! Czy naprawdę nie odróżniamy kłótni od przemocy? Sprzeczki od maltretowania? Różnicy zdań od pobicia? Czy naprawdę ktoś zdrowy na ciele i umyśle jest skłonny powiedzieć, że takie sytuacje dzieją się w każdym związku? Że to normalne, że mąż wyzywa żonę od pedałów, że każe jej wypierdalać z własnego domu? Że ucisza, bijąc, żeby nie pobudziła dzieci? Nie znam takiej „normalności” i nikomu jej tutaj nie życzę. Natomiast tym, którzy w nią wierzą, szczerze polecam poszukać pomocy. Od razu psychiatrycznej.

Co ciekawe, to od adwokata Piaseckiego mogliśmy dowiedzieć się, że słownictwo radnego „jest niedopuszczalne, ale kłótnie w małżeństwie się zdarzają”. To zaskakujące, że człowiek, wykonujący zawód zaufania publicznego, jest w stanie się z takim poglądem obnosić. Ba, równie zaskakujące jest, że mimo wyższego wykształcenia nie potrafi przy tym zajrzeć do słownika, w którym jak byk stoi definicja kłótni. Bo kłótnia to „gwałtowna i ostra wymiana zdań”, moi drodzy. Zdań. A nie ciosów.

Co więcej, adwokata nie satysfakcjonuje liczba pogrążających jego klienta nagrań. Przecież Piasecka nagrała rozjuszonego męża zaledwie cztery razy. Cztery razy! Na tyle lat małżeństwa! Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że to tyle, co nic. Proponuję więc wyznaczyć liczbę dopuszczalnych w roku razy. Takich, kiedy można znęcać się nad żoną psychicznie i fizycznie. Kiedy zgodnie z prawem można kazać jej wypierdalać, wyzywać od szmat i grozić, że się ją zajebie. Nie mówię, że często. Może tak dwa razy do roku? Jak takie nowe święto, niekoniecznie wolne od pracy. A dlaczego lepiej dwa razy niż raz? Żeby się z tej radości mężom z Gwiazdką nie popierdoliło.

Po trzecie, biedny Piasecki musiał mieć trudne dzieciństwo

No nóż mi się w kieszeni otwiera, jak czytam te wszystkie bzdury. Tę pospieszną psychoanalizę, robioną mu przez domorosłych ekspertów. To rozkładanie patologii na czynniki pierwsze. To próbowanie usprawiedliwienia go przy jednoczesnych dopiskach: „nie, żebym go usprawiedliwiał”. A co, człowieku, właśnie robisz? Wymyślasz mu historię z nieprzepracowaną traumą w tle. Nieczułą matkę i ojca alkoholika. Powielanie wzorców. Nieszczęśliwe dzieciństwo. Poczucie krzywdy, niedocenienia. Może bycia maltretowanym i wykorzystywanym w tej jego rodzinie, jakże świetnie prześwietlonej przez Ciebie do trzech pokoleń wstecz.

Na litość boską, STOP. Ja wiem, że fajnie jest iść pod prąd i wyrażać inne niż wszyscy zdanie, bo wtedy teksty się klikają i może akurat komuś się takie inne spojrzenie spodoba. Ale są momenty, kiedy to jest totalnie głupie, a nie tylko bezzasadne. I to jest właśnie ten moment. Moment w którym mamy czarno-białą sytuację, w której wszystko nagrano. To jest: udokumentowano. Jest kat i jest ofiara. Tymczasem czytam kolejne internetowe rozprawki i komentarze i widzę, że ofiary są dwie. Że Piasecki nie jest zły tak sam z siebie, że na pewno przeniósł na swoją rodzinę wyniesione z domu wzorce. I wiecie, co? Mam to kompletnie w nosie. Nie obchodzi mnie, co ten człowiek ma w życiorysie. Obchodzi mnie to, co dziś, teraz ma w głowie.

Nie żyjemy w średniowieczu. Mamy psychologów, psychiatrów, terapie, leki, ośrodki pomocy. Jeżeli było się krzywdzonym, należy zrobić wszystko, aby się z tego powielania schematów wyleczyć. Jeśli nawet nie podjęło się takiej próby, tylko zaczęło znęcać nad drugim człowiekiem, to trzeba ponieść tego konsekwencje. Dlatego wszystkie próby tłumaczenia Piaseckiego i dobudowywania mu do CV jakże trudnej i wzruszającej historii doprowadzają mnie do wściekłości. Mamy bardzo konkretną sprawę z bardzo konkretnym dowodem. Ta sprawa dotyczy znęcania się nad Karoliną Piasecką, zaś dowodem w niej jest nagranie. I na tym trzeba się skupić. A nie głaskać Piaseckiego po głowie.

Zresztą, Piasecki sam siebie z niebywałą czułością zdaje się głaskać po głowie . Od niego także możemy dowiedzieć się trzech ważnych rzeczy:

Po pierwsze, zła żona mogła mu coś dosypać do alkoholu

Bo… na nagraniu nie jest przecież sobą! Przypomnijmy, że wcześniej się za nie pokajał. Tłumaczył, że źle zrobił. Że wciąż kocha żonę. Dziś natomiast dowiadujemy się, że to zła kobieta była i sama skłoniła go do przemocy wobec siebie… butelką alkoholu. Tak, tak. Zwabiła go, niczym Ewa Adama. Z tym, że przy pomocy whisky, a nie biblijnego węża. Teraz biedak zastanawia się, czy „coś nie zostało mu dosypane”, bo on wie, że „małżonka ma dostęp do różnych środków farmaceutycznych”. Całkiem logiczne. Chciała, żeby ją zwyzywał i pobił, więc go otruła oraz upiła. A Wy, jak bawicie się w domu?

Po drugie, biedak był prowokowany „poprzez środkowe palce”

Dobrze, że nie pokazała mu wszystkich dziesięciu, bo wtedy naprawdę mógłby stracić panowanie nad sobą. To może ja tutaj coś tak szybciutko wyjaśnię. Jeden człowiek drugiemu człowiekowi może pokazać wszystko. Drzwi, majtki, zacieki pod prysznicem. Ale drugi człowiek nie ma prawa go za to uderzyć. I żaden palec nigdy tego nie zmieni.

Po trzecie, to było wołanie o miłość

No to już jest czysta poezja! Otóż kiedy Rafał Piasecki nazywał swoją żonę szmatą, chujem, pedałem i frajerem, to tak naprawdę wołał o miłość. Kiedy kazał jej wypierdalać z domu, to też wołał o miłość. Kiedy bił ją i uciszał, by nie pobudziła innych, to też wołał o miłość. On tak bardzo wołał, że sam był wtedy jedną, wielką miłością. Ba, on z tej miłości wszystko jej to teraz wybaczy – te pomówienia, to oczernianie go przed opinią publiczną. Bo on jest człowiekiem wierzącym i nie może się zgodzić na rozwód. Bo „nawet po rozwodzie cywilnym, to w jego sercu i dla Boga będą mężem i żoną”. A ja proponuję, żeby zadał sobie inne zgoła pytanie. Nie o to, czy będzie jeszcze czyimś mężem. Ale o to, czy jest jeszcze człowiekiem.


fot. yahyaikiz/fotolia.com
Subscribe
Powiadom o
guest
39 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kira Krzeslowska

W punkt.

Olga Płaza

Brzydzę się Piaseckim i wszystkim jemu podobnym. Ale równie mocno obrzydzają mnie komentarze, że żona się prosiła, prowokowała, miała w tym swoją winę, itd.

A tekst jak zwykle – w punkt

Pannawsieci

W tym kraju, to rzeczywiście ofiara częściej zostaje ukamienowana niż kat -.-

Olga Płaza

Nie tylko w tym. Niestety zrzucanie winy na ofiary (przemocy domowej, gwałtów) zdarza się w wielu krajach i w różnych społeczeństwach…

Pannawsieci

Tych mniej cywilizowanych, owszem.

Pannawsieci

Aczkolwiek rzecz, jakby nie patrzeć, dzieje się w naszym kraju i o tym konkretnie mówię. Bo to nie pierwszy i nie ostatni przypadek.

Aleksandra

NIC nie usprawiedliwia przemocy. Dlatego ludzie broniący kata, spróbujcie postawić się na miejscu ofiary.