Dziś przed Wami kolejna porcja statusów z Facebooka. Bierzcie i śmiejcie się z tego wszyscy, bo niejeden mój dzień wygląda jak wyreżyserowany przez Tadeusza Drozdę albo ekipę Monty Pythona.
♦ ♦ ♦
słyszeliście o czymś takim, jak kursy uważności? to chyba modne ostatnio, ale nie mam czasu sprawdzić, bo od 30 lat mam w życiu zapierdol.
ostatnio zapierdol ten się nasila, przez co czytam i piszę jak potłuczona. w tekście o segregacji śmieci pięć razy użyłam określenia „segregacja śmierci” (!!!), czyszczenie pojemników przeczytałam jako czyszczenie jamników, promocję Aten jako promocję anten, ale dziś, dziś uzyskałam połączenie doskonałe.
będąc jednocześnie wściekłą i ciekawą tych kursów, które ponoć uczą, jak zwolnić, wpisałam w Google’a: kurwa uważności.
Google odpowiedział wcale nie gorszym wynikiem wyszukiwania: kurwa kurwie łba nie urwie.
w tym dniu osiągnęłam już wszystko.
♦ ♦ ♦
warszawska Wola, pan pod sklepem do telefonu <3
– ja pierdolę, kurwa. wchodzę do tego sklepu, ona tam stoi i nic nie powie, nic, kurwa. ani słowa, kurwa. patrzy się, ale nie powie. kurwa. nie mam słów, nie mam. nie mam, kurwa.
#niemiał
♦ ♦ ♦
rozmawiam w radiu na bardzo przyjemny temat, to jest własny. o blogu, o początkach, o radach na dobry start. jest cudnie. po wszystkim zamawiam ubera, żeby wrócić jakoś do domu.
pan rozmowny, nawet za bardzo, bo już przed pierwszym skrzyżowaniem wiem wszystko o jego żonie, chorobie oraz ulubionym serialu. w końcu pada pytanie:
– a pani to w tym radiu po coś była? coś mówiła?
– tak. generalnie tak.
– a jako kto? można wiedzieć, o czym?
– o blogowaniu. jako bloger.
od tamtej pory, przez 20 kolejnych minut, była cisza między nami.
♦ ♦ ♦
Warszawa, południe, domofon <3
– słucham?
– dzień dobry, roznoszę ulotki, mogłaby pani otworzyć drzwi, żebym się dostał do skrzynki?
– wolałabym, żeby pan ich tam nie wrzucał.
– ja też bym wolał.
– w takim razie proszę.
#bonajważniejszajestszczerość
♦ ♦ ♦
jedziemy uberem. Paweł wysiada pod monopolem, ja zostaję w aucie. kierowca tupie w rytm piosenki. jednej, drugiej. boli mnie głowa, więc zwracam delikatnie uwagę, że „przepraszam, tupie pan”. na co kierowca zadowolony z siebie:
– no. pod piosenkę.
myślałam, kurwa, że pod fazy księżyca.
♦ ♦ ♦
no więc kurier przywiózł mi paczkę, ale nie przywiózł faktury. znajduję numer telefonu, dzwonię pod 111 222 333 i pytam.
– o, pani kochana, ale to nie ze mną o takich rzeczach rozmawiać.
– a z kim?
– pani sobie zanotuje, ja podam numer kolegi.
– notuję.
– 111 222 333.
– ale przecież to jest ten numer, pod który dzwonię!
– nie!
– tak.
– nie.
– no pan sobie ze mnie żartuje. 111 222 333!
– ach, faktycznie. to ten.
– no więc ja pod niego właśnie dzwonię.
– tylko dlaczego ja odbieram?
…
♦ ♦ ♦
typowy poranek. siedzę nad klawiaturą, przede mną kubek herbaty. biorę do ręki kostkę czekolady, jest taka ładna, że oglądam ją sobie, oglądam i… JEB.
kostka z impetem ładuje mi się do kubka, herbata ochlapuje klawiaturę, a z potrąconej łokciem butelki na podłogę wylewa się woda.
i tak od 30 lat.
♦ ♦ ♦
jadę pendolino, a tu obok biletu trzeba pokazać jeszcze dowód tożsamości. co okazuje się nie takie znowu proste.
przychodzi w końcu pan, sprawdza te bilety, a ja w swojej beznadziejnej torbie jak zwykle nie mogę znaleźć portfela. w końcu pytam:
– potrzebny jest panu ten dowód?
– szanowna pani, matka mnie nauczyła, żeby nigdy nie żądać od kobiet żadnych dowodów.
♦ ♦ ♦
cudowna sprawa. przyjeżdżam do hotelu, w którym zgodnie z opisem na stronie miało być biurko. biurka nie ma i nie będzie, bo – jak mówi mi pan na recepcji – „to tylko taka reklama”.
szkoda, że nie reklamowali się tyranozaurem w ogródku, BO TEŻ PEWNIE NIE MAJĄ.
♦ ♦ ♦
mój facet zgrzyta zębami przez sen. no więc go budzę:
– ej, zgrzytasz!
– bo jem.
– beze mnie?! co jesz?
– sałatkę.
i wtedy odpuszczam, niech zgrzyta sobie dalej – sałatka żadna frajda, interweniowałabym dopiero na etapie burgera.
♦ ♦ ♦
poszłam wczoraj do okulistki. pyta mnie, który rząd liter z tablicy jestem w stanie przeczytać, więc mówię, że jestem w stanie zauważyć tablicę.
delikatnie sugeruje jej to, że potrzebuję okularów, na co ja sugeruję, że niekoniecznie, bo mi jest dobrze tak, jak jest. na co ona:
– bo to tak jest, że człowiek z czasem do patologii się przyzwyczaja, co nie zmienia faktu, że patologia jest zła.
i ja teraz nie wiem, czy ona mówiła o moich oczach, czy o moim związku.
♦ ♦ ♦
Mazury, majówka. wracamy z dziewczynami z łódki, jedna żali się swojemu facetowi:
– kochanie, one mnie chciały utopić!
– i co poszło nie tak?
Poprzednie partie historyjek i dialogów znajdziecie pod tymi linkami:
Zapiski na pudełku popcornu, czyli 12 dialogów z Nowych Horyzontów
Przejdźmy do meritum, po prostu
Dentysta i inne koszmary. Nowe historie z Facebooka
Jak Czerwony Kapturek w ciemnym lesie, czyli relacje z mężczyznami
Kicia, nie miaucz, czyli statusy z fejsa ocalamy od zapomnienia
Miłość, żyrafy i inne historie
Ja dzisiaj widząc ogłoszenie „Zatrudnię murarza z doświadczeniem” przeczytałam „Zatrudnię murzyna z doświadczeniem”… Może i mnie by się przydał ten kurs uważności :)
smakowite
ulotkarz wygrał internety