Ciąża Plus: Kolejny „cudowny” program PiS. A czego nie mówią w TV?

Oglądacie „Pytanie na śniadanie”? Ja rzadko, bo zwyczajnie nie mam na to czasu, ale czasami w nim bywam. Jak choćby wczoraj, kiedy rozmawialiśmy o rządowym programie Ciąża Plus. Uprzedzając pytania – nie, nie przeszkadza mi, jaka partia polityczna za nim stoi, bo odbiorców ma różnych. Głównie kobiety, w tym mamy – i tak długo, jak długo nie wypowiadam się tam na tematy polityczne, a społeczne, czy właśnie „mamowe”, tak długo nie mam z tym najmniejszego problemu. Zwłaszcza, że moja przygoda z programem zaczęła się od tematów okołoporodowych. Sama do dzisiaj żałuję, że nie pozwalam szpitala, w którym przyszło mi rodzić (o tym, dlaczego, przeczytacie pod tym linkiem), natomiast robię, co mogę, aby problem traktowania kobiet na polskich porodówkach jak najmocniej nagłośnić. Nawet, jeśli mikrofon, przez który mówię, finansuje PiS.

I tak się szczęśliwie złożyło, że dwa dni temu znów dostałam propozycję udziału. Propozycję, na którą początkowo zareagowałam sceptycznie, bo rozmowa miała dotyczyć nowego, rządowego programu, który już został okrzyknięty przez media – a jakże – programem Ciąża Plus. Dlaczego sceptycznie? Bo nie jestem fanką ani samego rządu, ani rozdawnictwa pieniędzy, które od dłuższego czasu uprawia. Podobnie jak sam program 500+, tak i Ciąża Plus wydawała mi się po prostu kolejną próbą kupienia głosów wyborców za ich własne pieniądze. Bo nie, rząd nie ma własnych pieniędzy. I co z tego, że teraz da mi 500+ na Staśka? Skoro zaraz podwyższy mnie i mojemu mężowi opłaty na ZUS? Co z tego, skoro wciąż rosną ceny? Naprawdę, trzeba być niesamowicie krótkowzrocznym człowiekiem, żeby uważać, że ten program nie ma wad. I – żeby nie było – nie jestem przeciwnikiem wsparcia socjalnego jako takiego. Ale nie w takiej formie. Nie dla wszystkich. I nie na ślepo.

TRZEBA MIEĆ ZDROWIE, ŻEBY CHOROWAĆ W TYM KRAJU

W każdym razie, początkowo zamierzałam odmówić. Nie jestem w ciąży, więc programy pokroju Ciąża Plus są chwilowo nie dla mnie. Mam w nosie NFZ, nienawidzę czekania na wszystko w kolejkach i terminów do specjalistów na za 5 lat. Bo naprawdę trzeba mieć zdrowie, żeby chorować w takim kraju, jak Polska. Co więcej, moją ciążę prowadził prywatny ginekolog, a za wszystkie recepty płaciłam normalnie. Podobnie jak za badania USG, których z racji skomplikowanego mięśniaka macicy musiałam mieć sporo (nawet co 2-3 tygodnie), a które na NFZ przez okres całej ciąży należałyby mi się – uwaga – trzy. Czy było mi z tego powodu przykro? Na pewno, bo po jaką cholerę opłacać co miesiąc składkę zdrowotną, skoro i tak wszystko trzeba załatwiać prywatnie? Prywatnie szczepimy dziecko, prywatnie chodzimy do okulisty, prywatnie od zawsze leczymy zęby, prywatnie też odwiedziliśmy ostatnio ortopedę i internistę. Mimo tego, że płacimy przecież co miesiąc składki na publiczną służbę zdrowia.

Natomiast szybko dotarło do mnie, że to nie o to w tym chodzi. Że Bogu dzięki, że jesteśmy dzisiaj w takim miejscu, w którym możemy sami za to płacić. Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia. Nie wszystkie ciężarne stać na prywatną opiekę medyczną, nie wszystkie znajdują wsparcie w partnerach albo rodzinach. Kiedy więc usłyszałam, że rząd chce im pomóc za pomocą programu Ciąża Plus, pomyślałam: ok, fajnie. Zwłaszcza, że najnowsze zmiany mają dotyczyć dwóch obszarów: lepszego żywienia ciężarnych w szpitalach oraz wprowadzenia nowej listy leków refundowanych. Brzmi pięknie, nie? No to teraz przyjrzyjmy się temu ciut bliżej.

DIETA MAMY, CZYLI NOWY PROGRAM ŻYWIENIA

Na Facebooku jest taki fanpage Posiłki w szpitalach. Jeśli nigdy nie byliście w polskim szpitalu w charakterze pacjenta albo byliście, ale szczęśliwie trafiliście na jakiś znośny catering, to koniecznie sobie zerknijcie. To, co się daje do jedzenia chorym w szpitalach, woła zwykle o pomstę do nieba. A to posiłki są tak skąpe, że dwulatek się tym nie naje, a to ich wartość odżywcza jest bez mała znikoma, a to wyglądają, jakby wcześniej ktoś je już przeżuł, połknął i zwymiotował. I nie, nie ma w tym krztyny przesady, co spokojnie możecie zobaczyć sobie na zdjęciach. No niestety – polskim szpitalom nie pomogłaby chyba nawet sama Magda Gessler.

I dlatego ruszyły już prace nad rządowym programem Dieta Mamy, który ma poprawić standardy żywienia w szpitalach i objąć zarówno kobiet w ciąży, jak i w okresie poporodowym. Do tej pory działało to tak, że choć żywienie pacjentów jest elementem gwarantowanych świadczeń opieki zdrowotnej, to brak było jakichkolwiek aktów prawnych, które by to uszczegóławiały. Czyli np. stawki oraz normy żywieniowe pozostawały w gestii dyrektorów szpitali. A – jak pokazuje życie – z tym to bywało różnie.

Dlatego teraz Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić zmiany. Zwłaszcza, że do tej pory kobiety w ciąży dostawały taki sam posiłek, jak pozostali pacjenci. Teraz zmiana ma być spora – dzienna stawka żywieniowa ma zostać podniesiona z 14 zł do 32. W ten sposób program Dieta Mamy ma zapewnić ciężarnym dostęp do lepszych, bardziej pełnowartościowych i zdrowszych posiłków. I, co ciekawe, ma wejść w życie już w październiku tego roku. Minusy? W sumie, to brak. Choć sama zaczęłabym od zmiany posiłków dla najmłodszych, to mimo wszystko doceniam.

CIĄŻA PLUS: RZĄD WYDA NA CIĘŻARNE 20 MLN ZŁ

I teraz przechodzimy do meritum, czyli do sławnego w ostatnich dniach programu Ciąża Plus. Co z nim jest nie tak? Na pierwszy rzut oka, wygląda to super. Otóż rząd postanowił refundować leki kobietom w ciąży. Jest już nawet gotowy projekt ustawy, a założenia programu Ciąża Plus zostały przyjęte przez Komitet Społeczny Rady Ministrów. Obecnie trwają konsultacje, natomiast znane są już podstawy: to kolejny program socjalny, tym razem wspierający ciężarne. Zgodnie z nim, Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzenie listy leków refundowanych, których stosowanie jest konieczne dla zdrowia ciężarnej oraz jej nienarodzonego jeszcze dziecka. Ciężarnej takie leki będą przysługiwały od momentu stwierdzenia ciąży przez ginekologa, aż do narodzin dziecka. 

Z kolei recepty na takie leki (oznaczone jako leki „C”) będą mogli wystawiać zarówno ginekolodzy, jak i lekarze pierwszego kontaktu. Oczywiście, będą musieli mieć podpisany kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. A to na dzień dobry dyskwalifikuje z programu kobiety leczące się prywatnie, no ale to w sumie nic nowego. Natomiast wróćmy do pozytywów. Według ministerstwa, programem Ciąża Plus zostanie objętych rocznie 380 tys. kobiet. Z kolei na jego finansowanie ma zostać przeznaczone 20 mln złotych. Póki co, nie jest jeszcze znana dokładna lista leków refundowanych. Wszystko wskazuje jednak na to, że projekt zostanie przyjęty jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, które czekają nas już jesienią. No właśnie.

CIĄŻA PLUS: DLACZEGO JESTEM NA NIE?

Sama byłam początkowo pełna uznania, dopóki trochę o tym nie doczytałam. Jak się bowiem okazuje, minister zdrowia Łukasz Szumowski otwarcie przyznaje, że lista leków nie będzie długa, bo przecież ciężarne to głównie kobiety młode i zdrowe. Trudno się na taki komentarz nie uśmiechnąć i nie zapytać rządzących: to po co nam to? Ale przecież wszyscy wiemy, po co: propagandowo. To znaczy, tfu, wizerunkowo. Rząd taki dobry, wspierający, socjalny. Szkoda jednak, że nie. Że swój stosunek do kobiet pokazał w momencie kłótni wokół kompromisu aborcyjnego i każdym swoim posunięciem dobitnie dowodzi, że politykę prorodzinną chce uprawiać w wersji hardcore. Ot, dzieci mają się rodzić, bez względu na stan zdrowia kobiet i tego, czy tego chcą, czy nie. No ale to temat nie na dziś.

Ciąża Plus natomiast nie jest wybitnym programem z jeszcze jednego powodu. Otóż na listę leków refundowanych trafią wyłącznie te leki, które lekarz uzna za niezbędne dla konkretnej ciąży. A zatem te, których stosowanie jest konieczne dla utrzymania zdrowia tak kobiety, jak i jej nienarodzonego jeszcze dziecka. I chociaż lista nie jest jeszcze gotowa, to we wszystkich mediach przeczytacie to samo. Że nie załapią się na nią witaminy i suplementy diety, które są przecież najdroższe. I to nic, że każdy ginekolog powie, że organizm w ciąży należy suplementować. Nie jest to niezbędne, a zatem – tematu nie ma. Ktoś spyta: co w tym oburzającego? Ano to, że póki co wychodzi na to, że refundowane będą leki, które i tak są śmiesznie tanie. Na przykład te na cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, tarczycę, podtrzymanie ciąży, czy chociażby no-spa.

TO TERAZ MAŁE PORÓWNANIE

Żeby nie było, że jestem malkontentem z zawodu, zróbmy małe porównanie. Kiedy w czasie ciąży musiałam brać na tarczycę Euthyrox, płaciłam za niego ok. 5-7 zł za opakowanie. Za no-spę – ok. 10 zł. Ale już za taki Prenatal Duo – ok. 45-55 zł. No ale Prenatal jest zalecany, a nie niezbędny, więc tematu nie ma. A szkoda, bo o ile no-spę i tak bierze się doraźnie, o tyle suplementy należy przyjmować codziennie, przez całą ciążę. Łatwo więc policzyć, ile ciężarne na programie Ciąża Plus zaoszczędzą, a ile i tak będą musiały zapłacić. Szczerze? Taka pomoc wydaje się niezbyt odczuwalna. 

I chociaż kiedy wspomniałam o tym w programie, pani rzecznik z ministerstwa – osoba absolutnie przyjazna i miła – odparła mój zarzut mówiąc, że lista jest wciąż tworzona. Oczywiście, że jest. Natomiast komunikat o witaminach i suplementach także jest, do tego bardzo przejrzysty i jasny. Lista NIE obejmie witamin i suplementów. Przeczytacie o tym chociażby pod tym linkiem. Ale rozumiem, że wspominanie o takich „szczegółach” nie jest wizerunkowo już aż tak atrakcyjne.

NAPRAWDĘ, MAMY WIĘKSZE PROBLEMY

Problem z programem Ciąża Plus mam zresztą jeszcze jeden. Mówiło się o nim już w zeszłym roku, a jednak temat przycichł. I to pewnie przypadek, że wraca nam przed wyborami. Ale kolejna rzecz to to, że żeby on naprawdę miał sens, refundowane powinny być wszystkie leki, przyjmowane przez ciężarne. Nie niektóre, wszystkie. I nie tylko te niezbędne, ale także te zalecane. Co więcej, refundowane powinny być też leki antykoncepcyjne i środki do higieny intymnej. Tak, żeby kobiety z uboższych rodzin mogły sobie pozwolić na tampony i podpaski, zamiast w czasie okresu wypychać sobie majtki watą albo papierem. Ja wiem, że teraz jest parcie na rodzenie, ale w Polsce naprawdę są też inne, potrzebujące wsparcia kobiety.

I na koniec – czy nie ma ważniejszych problemów? Czy nie bardziej dramatyczna jest sytuacja polskich niepełnosprawnych i ich opiekunów, niż to, co przez kilka dni w szpitalu dostaną do zjedzenia ciężarne? Czy nie lepiej zająć się absurdalnymi terminami czekania do lekarzy? Wesprzeć finansowo dzieci, których rodzice muszą organizować kolejne zbiórki, żeby ich dzieci za miliony złotych mogły być leczone gdzieś daleko zagranicą? Czy naprawdę nie ma bardziej palących tematów niż darmowa no-spa? Jasne, że są. I tak długo, jak długo nikt się za nie na poważnie nie weźmie, nie powinniśmy się ekscytować programami pokroju Ciąża Plus. Zwłaszcza, że przy tym przypływie kreatywności, na jesień doczekamy się programu Sąsiad Plus, a w okolicy grudnia – pewnie Pingwin Plus. 


Zdjęcie główne: Shopping King Louie/fotolia.com
Subscribe
Powiadom o
guest
16 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ewelina

Leki na podtrzymanie ciąży wcale nie są takie tanie. 5 lat tem za opakowanie 30 tabl. Płaciłam ok 40 zł. Dziennie potrzebowałam 4 tabletki. Przy najniższej pensji nie było to najtańsze teraz mam szczęście być w ciąży i mieszkać w Niemczech gdzie leki na podtrzymanie mam za darmo (normalnie kosztuje 40 euro) a witaminy są dofinansowane i za opak place ok 4 euro. Zdjęcie usg dostaje na każdej wizycie mimo że nie chodzę prywatnie :)

Ewelina

To się dużo polepszylo.Ja dostała Progesteron wtedy. byłam w ciąży bardzo krótko bo straciłam ale w ciągu tego czasu wydaliśmy naprawdę miliony monet. Do tego wtedy prywatny lekarz dawał mi skierowania na masę badań jak się okazało niepotrzebnych.

Mama trzech

Ale dobrze wygląda w mediach? Dobrze. Głupi lud się cieszy.

Troja

Mam swoją firmę, nie mam dziecka, nie jestem w ciąży. Kiedy dostanę coś od państwa? Bo póki co, to dostaję, ale po głowie – a to cenami, a to podwyżką zusu.