Kubuś Puchatek i kiepska piżama. Bo czasem można mieć się źle

Na zdj. kadr z filmu „Dziennik Bridget Jones”, reż. Sharon Maguire

– A ty jak się masz? – spytał Puchatek.

– Nie bardzo się mam – odpowiedział Kłapouchy. – Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał.

Alan Alexander Milne, „Kubuś Puchatek”

Jak często słyszysz to pytanie? To słynne: jak się masz? Co u Ciebie? Jak leci?

I ile razy zostaje zadane w złą porę? To jest taką, kiedy daleko Ci do rzygania tęczą, w torebce niesiesz właśnie butelkę wina, którą wypijesz sama ze sobą, a korektor kupiony za ostatnie pieniądze z wypłaty nie jest już w stanie kryć sińców pod oczami?

Bo to całkiem normalne, mieć się źle. Każdy przechodzi lepsze i gorsze momenty w swoim życiu. Czasem to kwestia niewyspania, podenerwowania, stresu w pracy. Czasem problemów ze zdrowiem, facetem, matką czy przyjaciółką. Czasem doskwiera nam samotność, nuda, zmęczenie. Zima. Takich momentów mogą być tysiące. Tylko czy warto obwieszczać je całemu światu?

Słynne „a jak się masz” wcale nie musi być zaproszeniem do rozmowy. Jeśli słyszysz je od niewidzianej od czasów liceum koleżanki, od rzuconego dziesięć lat temu chłopaka albo od poprzedniego pracodawcy, naprawdę, nie jest to najszczęśliwsza okoliczność, aby wywlekać wszystkie brudy. Ludzie pytają, bo tak się zagaja rozmowę. To jak rozmawianie o pogodzie – nic ciekawego, ale ratuje z opresji, gdy zapada niezręczna cisza. Co nie znaczy, że gdy słyszysz narzekanie na deszcz, to przechodzicie do tematu warunków atmosferycznych w Polsce tudzież na świecie.

Wyczucie. To ono jest tu najistotniejsze. Jeżeli napotkana osoba jest Ci bliska i rzeczywiście wiesz, że interesuje ją Twój los – ba, mogłaby Cię nawet z opresji wyratować – śmiało, mów, co jest nie tak. Ale jeśli wpadasz przypadkiem na kogoś, kogo nie widziałaś przez wieki, zastanów się, jakie chcesz zrobić wrażenie. Nawet, jeśli faktycznie jest źle, to czy chcesz, żeby ta nielubiana Anka z 5B pomyślała, że nic Ci w życiu nie wyszło? Czy jeśli żyjesz za pieniądze z zasiłku, a od miesięcy bezskutecznie wysyłasz CV, to naprawdę chcesz się chwalić tym przed szefem, któremu jeszcze nie tak dawno z dumą rzucałaś wypowiedzeniem o biurko?

Przecież nie zdążysz opowiedzieć im całego życia. Nie powiesz o tych wszystkich rzeczach, które układają się fantastycznie. Zrobisz złe wrażenie, którego najprawdopodobniej nie uda Ci się już zmazać. Bo jeśli nie widziałaś kogoś całe miesiące/lata, to jakie jest prawdopodobieństwo, że wpadniesz na niego znowu w nadchodzących tygodniach? Czy nie lepiej zrobić dobrą minę do złej gry i pokazać, jak bardzo jest ok? Czy to, że czujesz się dzisiaj przegrana, oznacza, że tak właśnie mają patrzeć na Ciebie inni?

Jest coś takiego jak kreowanie wizerunku. Jeśli będziesz uważać się za królową świata i kroczyć przez życie z podniesioną głową, to ludzie tak właśnie będą Cię odbierać. I nie mówię o zadzieraniu nosa, ale o zwykłej pewności siebie, radości, optymizmie. O tych wszystkich rzeczach, które w sobie tłamsimy, gdy tylko pojawia się zły dzień. Nie chcesz być chyba smerfem Marudą, na którego wszyscy boją się wpaść, bo zaczyna swoje narzekanie? Czy naprawdę chcesz obciążać innych swoimi problemami? Obnosić się z niepowodzeniami? Prędzej czy później dasz sobie z nimi radę, wiesz przecież, że dasz. Po co w ich oczach masz uchodzić za życiową niezdarę?

A jeśli już naprawdę, naprawdę masz się źle i ani Ci w głowie udawać, na pytanie „jak się masz” odpowiedz krótko, że wcale. Albo odbij piłeczkę, niech teraz Twój rozmówca zda Ci raporcik ze swojego życia. Albo zmień temat. Na wspomnianą pogodę, przepis na zupę z imbirem albo nowo otwarty klub fitness.

Albo powiedz mu słodkie „spierdalaj”. A potem wróć na kanapę, do zagryzania lodów popcornem.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
szwendacz

Zawsze mnie to troche fascynuje bo ludzie chyba myślą, że podczas krótkiego spotkania zacznę automatycznie narzekać i opowiem ich co smutniejsze historie ze swojego życia. Nawet nie wiesz jak wszystkich gasi prosta odpowiedź w stylu „dobrze’ ;)