Jak zabić samotność? Królestwo za przepis

Na zdj. kadr z filmu „Samotność w sieci”,  reż. Witold Adamek

Samotnym jest się wtedy, gdy się ma na to czas.

Janusz Leon Wiśniewski, „Samotność w sieci”

Niektórzy mężczyźni są jak wino – im starsi, tym lepsi. Wiśniewski też tak ma. I nie, żebym była wielką fanką jego twórczości. Ale osobowości, na pewno.  Przy okazji – wiecie, że to technik dalekomorski, magister fizyki, magister ekonomii, doktor informatyki oraz doktor habilitowany chemii? Nie wiem, ile dotąd miał żyć, ale jeśli tylko to jedno, to znak, że umie wycisnąć z niego sto procent. Albo nawet dwieście, bo w końcu pisze jeszcze książki.

Wspomniany cytat pochodzi z jego debiutanckiej powieści, czyli „Samotność w sieci”. Tak, tak, tej samej, która rozeszła się w szalonym nakładzie, trafiła na wszystkie chyba listy bestsellerów i została przetłumaczona na tyle języków, że nie zliczyłabyś tego na palcach jednej ręki. I tak, to ją zekranizowano później z udziałem Cieleckiej i Chyry (uwielbiam ich, ta para nigdy mnie nie znudzi), i to w tej właśnie książce główny bohater namiętnie całuje swoją kochankę po nadgarstkach. Słowem, wstyd nie znać. Chociaż czytana obecnie, trąci nieco myszką. No, przyznajmy sobie szczerze – na kim dziś robi wrażenie e-mail lub sms?

Ale wtedy to było coś. I ten cytat pamiętam do dzisiaj, chociaż minęły już lata. Samotnym jest się wtedy, kiedy się ma na to czas. Jakie to przecież prawdziwe! Ile razy zabijałyśmy czas, zabierając pracę do domu, oglądając seriale całymi wieczorami, biegając jak opętane, byle tylko nie słyszeć własnych myśli? Jak często organizowałyśmy go sobie tak, żeby między jednym a drugim dniem nie dało się wcisnąć choćby wykałaczki? I jak reagowałyśmy, kiedy w końcu do zrobienia nie zostało już nic?

Ja czasem osuwam się wtedy z kanapy (na dywanie wygodniej jest być nieszczęśliwą, wzmaga to dramatyzm sytuacji). Czasem piję wino, czasem palę jednego za drugim. Czasem wychodzę na balkon, czasem zaciągam się płaczem.

Bo samotności nie da się zabić. Serialem, pracą, sprzątaniem. Ale można zsuwać ją na drugi plan. Trzeci, czwarty, piąty. Do ilu tak zliczysz, maleńka?

Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Magdika

Ja odsuwam samotność romansidłami. Mam wprawę w zasłanianiu samotności, bo jest to stan permanentny, nigdy jeszcze nie przerwany stanem niesamotności. Rodziców i rodzeństwa nie liczę. Może gdybym ich nie miała, to czułabym potrzebę wyrwania się z samotności, a tak dodatkowo ułatwiają mi tkwienie w samotności zagłuszanej książkami, w których ludzie robią to czego ja w życiu nigdy nie doświadczyłam. No, czasami robię to w pojedynkę, ale to podobno nie dorównuje gdy robi się to we dwoje. Ale w końcu każdy sam wybiera sposób na zmarnowanie życia. Mój biologiczny zegar tyka bardzo głośno, za chwilę ucichnie, wtedy pozostanie mi liczyć na… Czytaj więcej »

Korektelka

Od kilku miesięcy ktoś każdego dnia uświadamia mi, że powinnam przestać gnać. Że potrzebuję oddechu,
wytchnienia, spokoju. Że życie też toczy się obok, gdy nie pędzisz na złamanie
karku. Że warto odczuwać. Skupić na wnętrzu i doznaniach, których
dostarcza najzwyklejszy nawet dotyk. Nie wiem, na ile okaże się to dewizą mojego życia, na ile długotrwałą,
ale taka konwencja mi odpowiada.

Elżbieta

Nie zgadzam się z ideą tego postu blogowego. Nie trzeba być radosnym tylko w relacji z kimś innym, nie potrzeba też braku ludzi i przyjaciół by czuć się samotnym, nie trzeba być samotnym przy braku tych przyjaciół. Wszystko to kwestia własnego wnętrza.