Grupa Mokotowska zbiera śmiertelne żniwo. Ludzie giną na potęgę, kolejnym porwaniom towarzyszą żądania okupu i wysyłane bliskim, poobcinane palce, a bezbronni handlarze z okolicznych bazarów zagrożeni są widmem spalenia, jeśli nie zapłacą na czas kolosalnego haraczu. Piękna i estetyczna Warszawa miesza się tu więc z brudem podziemia, dres przeplata się z garniturem, a luksusowe apartamenty – z rurami podrzędnych burdeli. I wtedy do akcji wkracza on. Majami, czyli nowe bożyszcze polskich nastolatek.
I zanim zapytacie o to sami, od razu odpowiem – tak, to jest dobry film. Tylko nie popełniajcie błędu większości komentujących i nie oczekujcie reinkarnacji starego, dobrego „Pitbulla”. Nowe porządki to nowy film, o czym mówi zresztą sam Vega.
– Gdybym zdecydował się na bezpośrednią kontynuację trzeciej serii „Pitbulla”, skończyłoby się to klęską. Nowa policyjna rzeczywistość potrzebuje nowej ikony – przyznawał na łamach Newsweeka na długo przed tym, jak film wszedł na ekrany kin. Dlatego zapomnijcie o tym, co wiecie o poprzednich częściach. Idźcie do kina z czystą głową i bawcie się świetnie, bo takie filmy nie zdarzają się u nas często.
Skąd pan wziął takie ciało?
Jeśli już na samym starcie tęskno Wam do Dorocińskiego i nie możecie zrozumieć, jak mogło go tutaj zabraknąć, to zawieście naprawdę te żale. Zamiast niego jest tutaj Piotr Stramowski, czyli filmowy Majami. Niby policjant, ale z takim ciałem, że polska policja takich chłopaków rekrutować musiałaby chyba ze Stanów.
I nie będzie przesadą powiedzieć, że ilekroć się na ekranie pojawia, to z tą aparycją i zacięciem drwala kradnie tu całe show. Choć, nie powiem, kolegów z obsady ma także całkiem udanych. Przyjrzyjmy się im więc dokładnie, choć pierwszy z wniosków nasuwa mi się sam:
Wciąż mogłabym wyjść za Lindę
Albo za Maję Ostaszewską, bo oboje są tutaj wspaniali. Linda dlatego, że znowu jest Lindą. Tym z „Psów” Pasikowskiego, jednocześnie do bólu profesjonalnym i wrażliwym tak, że najprostsze relacje międzyludzkie kładą mu w proch cały wypracowany na zewnątrz system. Znów pojawił się reżyser, który dał mu do ręki broń, a przecież Lindzie nic tak nie pasuje, jak właśnie kobiety i broń.
Świetną zresztą dostał tu rolę. Grany przez niego Babcia niby jest gangsterem, ale takim, co to jednego dnia jeździ świetnym autem z nienaganną fryzurą i w pierwszorzędnym gajerze, a drugiego w podkoszulku biegnie przez boisko, bo razem z innymi kibolami lubi iść na ustawki.
Raz szefuje mafii, raz bierze chore dziecko do uzdrowicielki ze wsi. I jaka bije z niego pewność siebie, gdy w jednej z pierwszych scen przyzna wprost do Majami: Będzie zabójstwo. I ja w nim będę brał udział. A mówię ci to tylko dlatego, że mi tego nie udowodnisz.
Zagrała tu taką dziuńkę, tak operowała tym swoim bajecznie cudnym głosem, robiła takie miny i tak eksponowała ten boski tyłek i nogi, że ja mam teraz jedno, wielkie marzenie – jak dorosnę, chcę zostać Ostaszewską.
Prawdziwi gangsterzy mdleją na widok krwi
A przynajmniej mdleje nam Strach, czyli jednoosobowe show, które ilekroć otworzy usta, kładzie na łopatki całą salę. To tak piekielnie przerysowany i głupi, tak wspaniale stereotypowy koks, że klękajcie narody.
Fakt, że tych żartów było tu tyle, że momentami były trochę już przegięte, ale Tomasz Oświeciński grał debila tak skrupulatnie i z tak śmiertelną powagą, że aż chciałoby się go za to wyściskać. Zwłaszcza, gdy nie widział, gdzie okładał jedną z ofiar, bo co spojrzy na zmasakrowane ciało, to mdleje na widok krwi.
Para od zabijania
Genialny jest też jego szef, Zupa. Krzysztof Czeczot nie kojarzył mi się dotąd z żadną większą rolą, ale tą pozamiatał wszystko. W przeciwieństwie do Stracha, jest mocno nieoczywisty. O delikatnej urodzie, niepozorny, zadbany.
Z samą kobietą mam problem o tyle, że gra ją Agnieszka Dygant, którą za „Prawo Agaty” uwielbiam. Tu jednak wcieliła się w rolę małomównej Kury, która najpierw jest prostytutką, później dziewczyną gangstera. Charakterologicznie potencjał był więc niby ogromny, a tymczasem ciężko powiedzieć o niej cokolwiek. A przecież o Dygant chciałoby się mówić wciąż jak najlepiej.
Dobry Grabowski, ale gdzie jest Mucha?
O Andrzeju Grabowskim też powinno się mówić dobrze albo wcale i tutaj na szczęście jest o czym. Znów wciela się w rolę Gebelsa i przyznać muszę, że w tej roli jest naprawdę mistrzowski. Właściwy człowiek na właściwym miejscu, z doświadczeniem wypisanym na twarzy. I w pasie, ale to już inna historia.
Podsumowując: do kina, marsz!
Zanim więc przyjdzie Wam do głowy powiedzieć, że w Polsce nie robi się dobrych filmów, idźcie lepiej obejrzeć „Pitbulla”. Ten film NAPRAWDĘ daje radę – i pod względem fabuły, i pod względem obsady.
Dźwiękowo coś poszło nie tak, bo kilka razy dialogów się trzeba było domyślać, parę wątpliwości nie zostało rozwianych, jeśli chodzi już o samą akcję, ale nie zmienia to faktu, że to bardzo, bardzo dobry film. Dlatego nie dziwię się Vedze, gdy – zapytany o „Pitbulla” – nazywa go filmem życia.
Dla Was nim pewnie nie będzie, ale i tak dacie mu 9 na 10.
Zobacz zwiastun filmu:
Zdjęcia: Andrzej Bołdaniuk, materiały prasowe
Ma się wrażenie, ze ta recenzja jest lepsza niż film. I lepsza od jakiejkolwiek reklamy. I prawdziwa. I nie trzeba było pisać, ze do kina marsz, bo po czymś takim jest to najoczywistsza oczywistość, i nikt mi nie wmówi, ze czarne jest czarne, a biale – białe.
Oby było więcej o czym tak pozytywnie pisać, a zarobisz krocie.
No kto to słyszał – krytyk nie krytykuje, a recenzja ciekawa! Pora umierać!
Dzięki! A film zwyczajnie zasłużył na taką recenzję. Choć rzeczywiście, w polskim kinie nie zdarza się to zbyt często (jeśli już mogę jakoś bronić pozostałych krytyków).
Jakby ktoś szukał to udostępnili online http://www.js8.pl/pitbull-nowe-porzadki-2016
Zgadzam się z Tobą, bardzo solidny film. Byłem wczoraj w kinie, polecam również. Dla mnie „Zupa” rozjebał konkretnie, a tak niepozornie wygląda. :D
Tak, dla mnie to jedna z najciekawszych postaci tego filmu!
Dokładnie tak. Zdecydowanie, nietuzinkowa!