Wiecie, czym jest friendzone? Żeby to lepiej zrozumieć, wyobraźcie sobie ruchome piaski. Na pewno oglądaliście Indianę Jonesa albo inny film, na którym Bogu ducha winny człowieczek nieszczęśliwie ugrzązł w pochłaniającej go brei. Śmierć to więc raczej mało przyjemna i zjawiskowa i – jak się okazuje – także mało prawdopodobna. W rzeczywistości bowiem ani ruchome piaski nie bywają tak głębokie, żeby w nie kogokolwiek wessało, ani nie wciągają pechowców na swoje dno, bo zwyczajnie mają większą gęstość niż woda. W praktyce oznacza to, że prędzej wypchną nas na powierzchnię, niż wciągną w ostatni krąg piekieł. Słowem: życia nas nie pozbawią. Co najwyżej – wyplują nas jak przeżuty obiad albo pobrudzą nam but.
Natomiast ruchome piaski w postaci, jaką znamy z filmów, idealnie obrazują schemat popadania we friendzone. To znaczy: jest sobie para, dajmy na to: chłopak i dziewczyna. Kumplują się, spotykają, wymieniają tonę smsów i maili, w końcu – chodzą razem do knajp, na zakupy, do kina. Problem w tym, że on się w niej zakochuje, a ona w nim nie. Jedno więc jest zakochane, a drugie w ogóle nie przyjmuje tego do wiadomości. Ba, potrafi nawet spotykać się z kimś innym, zdając swojemu przyjacielowi szczegółową z tego relację. Jeśli więc wpadłeś we friendzone, masz przechlapane: zapadasz się coraz głębiej i głębiej, a ponieważ nie potrafisz wykonać totalnie żadnego ruchu, ukochana osoba wymyka się z Twoich rąk, a Tobie wydostać się już z tego jest coraz ciężej.
Przeczytaj też: [Męskim okiem]: Friendzone, czyli bagno, w które nie chcesz się wpakować
Niestety, na tym etapie podobieństwa friendzone do ruchomych piasków się kończą. Jeśli bowiem rzeczywiście utknąłeś w martwej, przyjacielskiej strefie, nie ma takiej siły, która by Cię stamtąd wypchnęła. Ba, powiem więcej: trzeba naprawdę sporo odwagi i samozaparcia, żeby robić dobrą minę do złej gry i taplać się w niej swobodnie niczym żabka w błotku. A finalnie: szczęśliwie się z tego bagna wydostać.
WIECZÓR FILMOWY, CZYLI HAPPY ENDU NIE BĘDZIE?
A dlaczego dzisiaj Wam o tym mówię? Bo o tym jest właśnie „Wieczór filmowy” Lucy Courtenay. Autorka podeszła w nim do tematu friendzone w sposób naprawdę mistrzowski, rozrysowując go krok po kroku. Główni bohaterowie tej książki popełnili tu wszystkie możliwe błędy i wpadli w tak schematyczną i przewidywalną relację, że konia z rzędem temu, kto by nie odgadł większości fabuły już po kilku pierwszych stronach. Co nie znaczy w ogóle, że książka jest nudna. Przeciwnie. Obserwowanie, jak Sol popada we friendzone, jak bardzo Hanna jest ślepa i niczego nieświadoma, w końcu śledzenie ich romansów ze wszystkimi dokoła, tylko nie ze sobą nawzajem… to naprawdę udana rozrywka. Tak fajnej i lekkiej powieści – choć przeznaczonej raczej dla nastoletniego odbiorcy – dawno nie czytałam. Ale po kolei.
Hanna to super dziewczyna. Jest ładna, bystra, lubiana. Do tego spotyka się z najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole, więc już w ogóle nic, tylko zazdrościć. Do tego ma fajnego przyjaciela, na którego zawsze może liczyć i do którego może zadzwonić nawet w środku nocy. Przyjaciel ma na imię Sol i jest chuderlawym, rudym Anglikiem, którego rodzice nie dość, że są gejami, to jeszcze trzymają pod swoim dachem stanowiącego zagrożenie dla siebie i dla innych, dość niezrównoważonego kota. Do tego Sol to jedyny znany Hannie chłopak, który rozpoznaje cytaty z filmów, wplatane przez nią w rozmowę. No ale Sol to Sol. Póki co, liczy się tylko Dan. Problem w tym, że Dan przestaje się Hanną interesować i zdradza ją na oczach tłumu nastolatków, do tego w… samego sylwestra.
Jak nietrudno się domyślić, życie Hannie ratuje wówczas Sol. Przy okazji ratując też honor, bo biedaczka w zbyt obcisłej sukience i ze zbyt dużą ilością alkoholu we krwi miała niemałe trudności z pokonaniem schodów. Niestety, Sol nie zdołał uratować już swoich butów, kiedy Hanna radośnie na nie wymiotowała. W każdym razie: jeśli to nie jest przyjaźń, to ja nie wiem już, co nią jest. I w ramach tej właśnie przyjaźni Hanna wpada na genialny pomysł: będą razem z Solem oglądać po jednym filmie w ostatni dzień miesiąca przez okrągły rok, aż do kolejnego sylwestra. Tak po prostu, żeby było fajnie.
JAK WYJŚĆ Z FRIENDZONE? NIESTETY, NIE TAK ŁATWO
Ktoś powie: ok, dobry pomysł! Ale czy w praktyce jest równie dobrze? Średnio, bo Sol się w niej podkochuje, a ona w nim nie. Hanna ma bowiem ten sam problem, co większość ładnych nastolatek: jest kompletnie zapatrzona w siebie i nie widzi wiele więcej, ponad czubek własnego nosa. I to do tego stopnia, że jest w stanie skłócić się z najlepszą przyjaciółką czy pociąć mamie jej ukochaną sukienkę. Do tego Hanna uparła się, że ona i Dan są po prostu dla siebie stworzeni – chociaż sam Dan zdaje się tego zdania nie podzielać. A może biedny nie ma czasu w ogóle się nad tym zastanowić? Wszak sznureczek łaknących jego uwagi dziewczyn jest długi, a on codziennie ma do dyspozycji tylko jedną parę rąk, jedne usta i jedną dobę.
Uprzedzając pytania: nie, Dana nie da się lubić, ale możecie próbować. „Wieczór filmowy” to w ogóle jedna z tych książek, w których od razu wiecie, którą ze stron chcecie trzymać. I – jak jeden z bohaterów – pod koniec lektury także zrozumiecie, że życie jest zbyt krótkie, żeby spędzać je z niewłaściwymi ludźmi. Jest też zbyt krótkie, żeby czytać złe książki, więc przyda Wam się odrobina rozrywki z grupką normalnych, ludzkich, nastoletnich bohaterów – z całą gamą problemów i rozterek, charakterystycznych dla tego wieku – to polecam Wam ją mocno. Przekonacie się, że friendzone naprawdę jest taki zły, jak go malują i że nie ma nic gorszego niż doradzanie ukochanej kobiecie ze złamanym sercem. Może dlatego Sol tak mało mówi? W każdym razie: polubicie go za to.
A książkę szczególnie polecam podobnym kinomanom, jak ja. Wszystkie filmowe cytaty i wtręty są tu naprawdę urocze, a i motyw wieczorów filmowych powinien przypaść Wam do gustu. No i same imiona bohaterów! Czy Hanna i Sol tylko mnie kojarzą się z Hanem Solo, zadziornym przystojniakiem z cudownych „Gwiezdnych wojen”? Tak czy siak: książka do przeczytania! Ciepła, zabawna, romantyczna – taka do poduszki lub torebki. Najlepiej z kubełkiem popcornu w dłoni.
Zawsze polecasz same świetne książki, więc i tym razem się skuszę <3
Co prawda nastolatką od dawna nie jestem, ale po takiej recenzji to żal byłoby nie przeczytać!
Przeczytam! Chętnie się dowiem, czy wyszedł z friendzone. Nam to zajęło 11 lat, ale daliśmy radę ;)