„Fatum i Furia”: Książka, którą chcesz się zachłysnąć

Tak pięknie buduje się dzisiaj mitologie! Tworzy historie, które mogły powstać jeszcze w czasach wielkich bogów. Chodźcie i rozgośćcie się, bo oto mamy jedną z nich. A konkretnie – mamy Lancelota. Mężczyznę, który mimo braku urody do utraty tchu ćwiczy sztukę miłości. Który dostał wyszukane imię, bo jego matka uznała, że jej mężczyźni powinni nosić imiona rycerzy.

Do tego jaka to matka – piękna, złotoruda, kształtna, zarabiająca na życie graniem syreny w okolicznych parkach rozrywki. I kiedy w końcu wziął ją za żonę okoliczny milioner, to także nie mogło być dziełem przypadku – oto powtarzano żartem, że ten wielki, włochaty mężczyzna zaledwie w połowie może być człowiekiem, bo jego ojcem jest… niedźwiedź, który napastował w lesie jego matkę.

I jeśli czujecie teraz złość, bo jak można zdradzać aż tyle, to złapcie głęboki oddech. Z ponad czterystu, jesteśmy na czternastej dopiero stronie.

CZYM JEST FATUM

Wiecie, czym jest fatum? To nie tylko zły los. To także siła, wyznaczająca bieg wydarzeń. A Lancelot, zwany później Lottem, predestynowany miał być do rzeczy wielkich. A że krew nie woda i zamiast wiedzy zgłębiać wolał okoliczne dziewczęta, to matka wysłała go hen, w daleki świat. Prosto w ramiona wszystkich tych oczarowanych nim kobiet, spośród których usidlić go zdołała tylko jedna, ona.

Ona ma na imię Mathilde i była dokładnym przeciwieństwem Lotta. On – nieco nieokrzesany, dziki, towarzyski i ona – cicha i wycofana. A jednak poznajemy ich w momencie, kiedy w wieku zaledwie 22 lat wzięli ślub i kochali się gdzieś na odległych wydmach. I jako jedni z nielicznych mieli dotrzymać słów przysięgi „dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Choć może jednak wcześniej ktoś był powinien?

CZYM JEST FURIA

Oto pierwsza część książki napisana została z perspektywy Lotta. To on jest jej głównym bohaterem. To jego losy, problemy i potrzeby stawiane są tutaj w centrum. I kiedy kolejny rok z rzędu mężczyźnie nie udaje się zostać wielkim aktorem, zaczynamy rozumieć, czym jest tytułowe fatum. Ale tutaj zaledwie zaczyna się ta historia.

Zbawiennie, u boku Lotta staje Mathilde – to ona zarabia na dom, kiedy zaborcza matka wydziedzicza Lotta. To ona trwa u jego boku, kiedy kończą się pieniądze, a jemu nie wystarcza zapału, żeby imać się innego zajęcia. To ona w końcu odkrywa w nim geniusza i z aktorstwa kieruje go na inne, dramatopisarskie tym razem tory. No i proszę Państwa, to właśnie jest druga część książki. To jest nasza Furia.

Bo furia to nie tylko napad wściekłości. Furie to także mitologiczne boginie zemsty. A Mathilde, choć uznawana przez Lotta za świętą i wychwalana od pierwszego dnia poznania za czystość, lojalność i wierność, będzie czerpać od nich pełnymi garściami. Więc jeśli dotąd wierzyliście w bogów stworzenia, przed Wami postać jeszcze ciekawsza – genialna bogini burzenia.

WSZYSTKO JEST KWESTIĄ PERSPEKTYWY

fatum i furia znakŻal, że nie wypada Wam zdradzić tutaj więcej z fabuły, ale ta w swej kunsztowności i precyzji jest naprawdę genialna. To, co w części pierwszej składało się na gładką, ciekawą, ale też dość oczywistą historię, w części drugiej zrównane zostaje z ziemią. Historia, na pozór świetnie nam już znana, opowiedziana zostaje na nowo. Perspektywa Mathilde nie rzuca jednak na nią dodatkowego światła. Jeśli już, to rzuca na nią mrok.

Bo i czym jest małżeństwo, jeśli nie życiem w cieniu męża? Czym są wierność, lojalność i poświęcenie? Czym w końcu zaufanie i gdzie zaczyna się jego nadużycie? Jak pięknie kontrastują ze sobą opowieści tych dwojga, jak wiele zmienia obrany raz punkt widzenia! Gdyby czytać te części w oderwaniu, opowieść Lotta byłaby może opowieścią wizjonera. Po zderzeniu z perspektywą żony, jest co najwyżej opowieścią ślepca.

Jeśli więc część pierwsza budowała nam nową mitologię, część druga jest pogrzebaniem mitu. I to pod jak uniwersalną przecież fabułą! Ot, mamy żonę, żyjącą w cieniu męża. Troszczącą się o niego, będącą na każde jego skinienie, zajmującą się domem i dumnie stojącą u jego boku na co ważniejszych przyjęciach. I właśnie ta uniwersalność historii czyni całość koszmarem. Oto niczego nie można być już pewnym, a kolejne elementy układanki nie tylko do siebie nie pasują. One kompletnie się nam rozjeżdżają.

ULUBIONA KSIĄŻKA BARACKA OBAMY

Dlatego chwała autorce, że tak tę książkę pomyślała. Że zbudowała ją z dwóch odrębnych tak naprawdę całości, które po zderzeniu nie zlepiły się jak glina w jedną kupkę, ale zafundowały nam zjawiskową eksplozję. Konstruowanie tak precyzyjnej fabuły, aby od połowy zacząć ją misternie burzyć, wymagać musiało niesamowitego zmysłu nie tylko literackiego, ale i obserwacji. Bo chyba nikt w taki sposób nie pokazał nam jeszcze, co czaić się może za prostym słowem „małżeństwo”.

Jeśli łakomi jesteście na marketingowe chwyty, to wspomnę Wam tylko, że „Fatum i Furia” obsypana została nagrodami, w tym książką roku 2015 wg Amazona. Za swoją ulubioną uznał ją też Barack Obama, a twórczość Lauren Groff wychwalał sam Stephen King. Z kolei „Huffington Post” okrzyknął, że oto przed nami „Anty-Anna Karenina”.

Czy jest w tym krztyna przesady? Jak za wszystkim, za czym stoją pieniądze. Natomiast ta książka naprawdę ma wszystko, co mieć powinien bestseller. Genialnie budowane postacie, które za autorką przenika się aż do szpiku kości. Na wskroś cielesne, do bólu seksualne, momentami nawet zwierzęce, wiedzione instynktami. I przede wszystkim – szczere, autentyczne, brudne.

Powód kolejny? Relacja. „Fatum i Furia” to nie jest kolejna, typowa książka o związku. To opowieść o zależnościach, granicach, potrzebach i manipulacjach. Miłość i pożądanie przeplatają tu lęki i frustracje, a emocje są tak silne, że czytelnik odczuwa je niemal w sposób fizyczny. Wierzcie mi, że nie zawsze będziecie mogli przerwać rozdział w połowie i tak po prostu odłożyć tę książkę.

NIC NIE JEST NOWE. WSZYSTKO JEST LEPSZE

Kolejny atut – technika. Nie, żeby konstruowanie opowieści z dwóch perspektyw było czymś wybitnie nowym. Ale czasem nie trzeba robić czegoś od podstaw – wystarczy zrobić to tylko lepiej, niż zrobili inni. I tutaj punkt dla autorki, bo żadna tego typu książka nie była dotąd tak głośna. Do tego literacko ta książka jest po prostu wybitna. Może nie przypisywałabym jej jeszcze znamion książki stulecia, ale tak zwyczajnie, po ludzku, jest cholernie dobra.

Fabuła trzyma w napięciu do ostatniej strony, a intensywność języka nie pozwala nam zwolnić. Docenić należy też zarówno literackie aluzje, jak i kunszt treści i formy. Gdybym miała podsumować tę książkę w dwóch słowach, byłaby to dla mnie literatura pęknięcia. Piękna, niebezpieczna, porywająca. Brutalna i poetycka zarazem. Taka, która tuli do piersi, aby po chwili bez mrugnięcia z otwartej dłoni przyłożyć nam w twarz. Naprawdę, intensywna rzecz.

Niezależnie od tego, czy wierzycie w miłość, geniusz, mitologie czy innych jeszcze bogów, przeczytajcie tę książkę, ale pamiętajcie: zbawienia po niej nie będzie.

Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Maciej Rozwadowski

Ależ ty piszesz, cholero! Czytałem tę książkę parę miesięcy temu i aż się chce wrócić, bo nie wszystko tak dobrze zapamiętałem!
I jeszcze się pyta, kto zechce wydać w formie papierowej! Takie pióro!
Ostatecznie jak nie zabłyśniesz jako autor, wróżę ci wielką przyszłość w agencjach reklamowych, jako recenzentka filmów lub książek, guru w dyskusjach literackich czy innych telewizyjnych, pismach kobiecych, jako felietonistka czy cokolwiek związanego ze składaniem literek w słowa, a tych w zdania.
Pozdro od BrataZ.

Klaudia Duda Augustowska

Kolejna pozycja must read. Świetna recenzja, powinni Ci za nie płacić ?

Ola

Zamówiłam w zeszłym tygodniu, a Twoja recenzja sprawiła tylko, że tupię nogami pod stołem i pytam: gdzie ten kurier?!