Kiedy się rozstać? Poradnik dla niezdecydowanych, cz. II

Dziś przed Wami kolejna część ostatniego poradnika. Poprzednią znajdziecie pod tym adresem. Pamiętajcie jednak, że to, co tu piszę, jest wyrazem moich własnych przekonań i doświadczeń. Nie znam Was, Waszych partnerów ani związków, więc to, co tu zamieszczam, to rzeczy naprawdę uniwersalne. W przypadkach beznadziejnych pomoże Wam tylko specjalista. Albo dużo butelek wina.

A zatem – kiedy się rozstać? Lista kolejnych powodów:

5. Kiedy nie chce Ci się już wracać do domu

Kiedyś dałabyś się zabić za każdą chwilę z nim. Zawalałaś pracę, urywałaś się z imprez, robiłaś absolutnie wszystko, żebyście tylko mieli jak najwięcej czasu dla siebie. Dzisiaj niechętnie wracasz do domu, a wizja wspólnie spędzonego weekendu jest dla Ciebie równie atrakcyjna, co wizja wyrywania ósemek. A przecież miłość opiera się na nieustannej potrzebie bycia z kimś. Przebywania z nim w tym samym miejscu i czasie, dzielenia zajęć, dzielenia życia – słowem, totalnie wszystkiego. Jeśli więc nie wracasz do domu z uśmiechem na ustach ani nie przebierasz nogami czekając, aż Twój partner wróci z roboty, to może zastanów się, dlaczego tak jest?

Popatrz też, jak wygląda Wasza relacja, kiedy już się w tym domu spotkacie. Kiedy dzieje się źle?Kiedy nie macie już wspólnych zainteresowań i pasji i nawet, kiedy siedzicie na jednej kanapie, to zachowując bezpieczną odległość. Jeśli rozmawiacie, to o rzeczach przyziemnych: kto wyniesie śmieci, kto znowu nie opuścił deski i co na następny dzień przygotować na obiad. Nie jesteście zainteresowani sobą nawzajem ani własnymi potrzebami. Mijacie się, chociaż dzielicie te same cztery ściany, a kontakt ze sobą macie równie udany, co z dzielnicowym albo listonoszem.

6. Kiedy nawet seks Cię nie kręci

O tym, dlaczego Twój facet nie chce się z Tobą kochać, pisałam już w poprzednim wpisie. Teraz zastanów się, dlaczego nie chcesz tego Ty. Nie oszukujmy się, żadnej z nas dzień w dzień nie boli głowa. Jeśli kompletnie straciłaś już zainteresowanie swoim partnerem, a na samą myśl o wspólnie spędzonej nocy wolisz układać pasjansa z najlepszą przyjaciółką, to kolejny znak, że w Waszym związku dzieje się źle. Seks nie jest tylko kaprysem. Seks jest przede wszystkim naszą naturalną potrzebą. Tymczasem wiele par w miarę upływu czasu zmienia iskrę pożądania w ciepłe ogniskowo domowe. A przecież one wcale się nie muszą wykluczać!

Pewnie, że z czasem seks może nie być już tak emocjonujący. Że nie zawsze ma się po dwadzieścia lat i kiedy znacie się jak łyse konie, to kolejna noc nie jest już tak ekscytująca, jak pierwsza, piąta czy dziesiąta. Ale jest różnica między rutyną (z którą też da się przecież walczyć) a kompletnym niechceniem. Jeśli Twój partner kompletnie Cię już nie kręci, a z opcji na noc na literę S preferujesz sen, a nie seks, to pomyśl, co zrobić, aby to zmienić. Czasem wystarczy zmienić miejsce, pozycję, scenariusz, siebie. A czasem jednak partnera lub partnerkę.

7. Kiedy ten związek coraz mniej Cię obchodzi

On ma w nosie to, jak minął Ci dzień, a Ty, że znowu zarwał nad papierami noc. Coraz mniej Cię obchodzi i nawet nie chcesz wiedzieć, jak spędza czas i co się z nim dzieje. Wróci później z roboty? Ok. Wyjeżdża z chłopakami na weekend? Ok. Dostaje wieczorami tuzin smsów? To też jest ok, bo… w sumie, nie ma bo. Jest ok, bo wisi Ci, kto i po co do niego pisze. Nieważne, czy to Piotrek od kart czy Małgośka z cyckami w rozmiarze 75D. Nie jesteś już ciekawa, zachłanna, zazdrosna. Nie obchodzi Cię, z kim i w jaki sposób spędza czas – byle nie spędzał go z Tobą.

Dawno minęły już czasy, kiedy chciałaś wiedzieć o nim absolutnie wszystko. Kiedy z zazdrością patrzyłaś, jak przegląda Facebooka albo po godzinach pracy odbiera niewiadomy telefon. Przestałaś być czymkolwiek zainteresowana, straciłaś czujność, przestałaś zadawać pytania. Z jednej strony tłumaczysz sobie, że to jest przecież w porządku, że tak wygląda zaufanie w związku. Tylko zastanów się, czy nie mylisz tu definicji. Czym innym jest zaufanie, a czym innym starta zainteresowania, chłód czy obojętność.

8. Kiedy jedno z Was nie panuje nad złością

Awantury są u Was na porządku dziennym, czasem poleci też jakieś przekleństwo, innym razem rozbije się talerz. To wszystko może być kwestią temperamentu i tak długo jest wszystko w porządku, jak długo ten talerz nie leci centralnie na Ciebie. Kiedy czytam w mailach od Was, że Wasz partner nie panuje nad sobą, że czasem w ataku złości gdzieś tam Was szturchnie czy popchnie, to mam ochotę krzyczeć głośne: uciekaj! Co uznasz wreszcie za przekroczenie granic? Jakie wyzwisko? Jakie poniżenie, albo jaki cios? Czy siarczysty policzek wystarczy? Czy może tkwisz w tym do pierwszego siniaka? A może poczekasz, aż będziesz musiała jechać na SOR?

Na litość boską, przemoc jest zawsze przemocą i nigdy nie ma na nią przyzwolenia. Nie słuchaj bzdur, że bardzo mocno Cię kocha, tylko go chwilowo poniosło. Że wcale nie chciał, tylko sama go do tego zmusiłaś. Że nigdy by tego nie zrobił, ale jest frustrowany, bo miał ciężki dzień. Każdy przejaw agresji – czy słowny, czy fizyczny – wymaga od Ciebie natychmiastowej reakcji. Pozwolisz się skrzywdzić raz, to z czasem zrobicie z tego normę. I nieważne, czy jesteś ofiarą, czy nawzajem po równo się okładacie – po prostu skończcie ten chory związek i w pojedynkę zawalczcie każde o siebie. Nie czekajcie, aż poleje się krew.

9. Kiedy łączy Was już tylko kredyt, obrączka bądź dzieci

Czyli przypadek krytyczny, ale nie beznadziejny. Pamiętajcie, że małżeństwo da się zakończyć rozwodem, a kredyt spłacać też w pojedynkę. Jeśli wszystko między Wami wygasło, nie brnijcie w to tylko przez wzgląd na formalności. Wiem, że organizacyjnie może Was to przerażać – masa papierów, trudnych decyzji, straty nie tylko emocjonalne, ale i finansowe. Natomiast to wszystko jest naprawdę do przejścia. Nie pozwólcie, aby jedynym, co spaja Wasz związek, był jakikolwiek urząd, kościół czy bank.

Tak samo, jak nie może być też tym dziecko. Pełna zgoda co do tego, że dziecko potrzebuje obojga rodziców. Ale rozwodzicie się ze sobą nawzajem, a nie z nim. Odejście od partnera nie oznacza porzucenia dziecka. Oczywiście, że ta sytuacja będzie dla niego trudniejsza, ale czy chcecie wychowywać je w domu, w którym zamiast miłości panuje jednak fałsz? Aby dziecko było szczęśliwe, szczęśliwi muszą być także jego rodzice. Dlatego zróbcie wszystko, aby Wasze rozejście było dla niego jak najmniej uciążliwe – jeśli chcecie, poproście o pomoc też psychologa. Ale nie brnijcie w to małżeństwo, jeśli dziecko jest jedynym, co Wam zostało. Bo znienawidzicie siebie i całe życie będziecie się już obwiniać. A ono dorośnie i pójdzie swoją drogą hen, w daleki świat. Co Wam wtedy zostanie?

Poza tym raz jeszcze przypomnę przykład z samolotem. Tam instrukcja mówi wyraźnie – najpierw troszczysz się o siebie i to sobie zakładasz kamizelkę i maskę, a dopiero później zakładasz je dziecku. Bo jeśli Tobie się coś stanie, to jemu już nic i nikt nie pomoże. Stosuj tę zasadę też w życiu – bo to od Twojego zdrowia i szczęścia zależy też zdrowie i szczęście Twojego dziecka.

10. Nie jesteś szczęśliwa

Last but not least, czyli Twoje szczęście. Pamiętaj, że to ono powinno mieć w Twoim życiu priorytet. Nie wiem, kto i dlaczego wpadł na pomysł, żeby wmawiać ludziom, że egoizm jest złem. Jest naturalnym odruchem! Czyje dobro ma być dla Ciebie najważniejsze, jeśli nie Twoje własne? Masz jedno życie. Jedno, jedyne i teraz, kiedy czytasz ten tekst, jesteś już najpewniej w jego połowie. A przynajmniej w jednej trzeciej. Pomyśl, ile Ci go jeszcze zostało, ile lat będziesz jeszcze młoda, zdrowa, silna i ciekawa świata? Kiedy będzie Ci łatwiej coś zmienić, jeśli nie teraz?

Nie jesteś szczęśliwa? To zrób wszystko, żeby wreszcie być. Nie można spędzić życia na wahaniu się i zastanawianiu. Możesz mieć gorszy dzień, tydzień, miesiąc. Ba, nawet gorszy rok! Ale wyczuj moment, kiedy lepiej powiedzieć sobie DOŚĆ.

I pamiętaj, że szczęście to nie jest coś, co każdy z nas ma zapisane w gwiazdach. To coś, na co się bardzo ciężko pracuje. Przez całe życie. Każdego dnia. Non stop.


fot. blakebronstad.com/pexels.com

Subscribe
Powiadom o
guest
32 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Małgo rzata

Ciekawe, czy mój były wreszcie zrozumiał, co mną kierowało, gdy odchodziłam… czy może jednak dobrze by było mu podrzucić ten tekst ;)

Dot

Rzadko kiedy partnerzy rozumieją prawdziwe powody odejścia. Ale może w tym przypadku było inaczej ;)

randkiswatki

Ciekawy tekst i pełen prawdy…Brak własnego szczęścia, obojętność i zero porozumienia to sygnały na koniec relacji.

Magdalena Śpiewak

Wszystko fajnie, pięknie, ale ślub kościelny jest nierozerwalny i jeśli ktoś nie traktuje przysięgi złożonej w obliczu Boga poważnie to po jaka cholerę w ogóle brak ślub kościelny? Jestem po ślubie kościelnym i mam świadomość, ze ja będę z tym człowiekiem do końca życia i nie ma, ze boli. Taki wybór podjęłam, w pełni świadomy. Przysięga bardzo pomaga i motywuje do pracy nad związkiem, bo tu nie ma opcji rozstania. Zatem abym nie przeżyła reszty życia nieszczęśliwa to pracuje nad swoim związkiem i sobą. To nie kościół na mnie narzucił obowiązek bycia z tym człowiekiem do konca życia, sama sobie… Czytaj więcej »

nieporozumienie

„ja będę z tym człowiekiem do końca życia i nie ma, ze boli”

zapamiętam to do końca życia, ten tekst, jako brak szacunku do własnej siebie

kto powiedział,że biorąc ślub już wiadomo, że coś pójdzie nie tak?

Anna Kramarz-Sańpruch

Nie widzę w tym tekście braku szacunku do siebie – to naturalna konsekwencja podjętego wyboru. Ślubuję – składam przysięgę, czyli JA obiecuję, że będę kochać, że będę wierna i uczciwa wobec współmałżonka do końca swoich dni. Nie oznacza to, że druga strona może mnie nie szanować, bić, pić i zdradzać na prawo i lewo – miłość to również stawianie granic, to pozwolenie drugiej stronie doświadczyć pełni konsekwencji swoich działań (np. wywalenia z domu w sytuacji granicznej). „Nie ma, że boli” oznacza, że na moje bycie z mężem nie ma wpływu to, że w poznałam przystojnego faceta w kawiarni, który właśnie… Czytaj więcej »

Malibu

Tu się zgadzam👌

Paulina

Magdaleno, dziękuję. Swoim komentarzem wyrwałaś mnie z dołka, w który wpadłam po przeczytaniu teksu :)

Dot

A ja uważam, że, mimo tego, że ślub kościelny zobowiązuje, nie ma sensu być z kimś na siłę. Ludzie zmieniają się z biegiem czasu, dostrzegają nowe potrzeby, zmieniają się im priorytety. I jeśli źle czujemy się z drugą osobą, nie powinniśmy zostać z nią tylko ze względu na wzięcie ślubu (kościelnego czy cywilnego).
„Przysięga bardzo pomaga i motywuje do pracy nad związkiem, bo tu nie ma opcji rozstania.” Dziwię się, że Pani tak myśli, że skoro był ślub to jest Pani zobowiązana do bycia z tym mężczyzną już do końca życia, bez względu na wszystko.

Magdalena Śpiewak

Dla mnie „nie opuszcze Cię aż do śmeirci” jest jednoznaczne, zatem ja nie rozumiem twojego zdziwienia.

Dot

Dla mnie również, ale nie za wszelką cenę. Nie byłabym z partnerem, który mnie bije, poniża, źle traktuje mnie i dzieci tylko dlatego, że przysięgałam mu miłość do grobowej deski. We wszystkim są jakieś granice.

Magdalena Śpiewak

A czy ja napisałam, by trwać w patologii? Ja jestem po rozwodzie. Rozwiodłam się z człowiekiem, kóry stosował przemoc wobec mnie i dzieci: psychiczną, fizyczną i finansową. Uważam, zż to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Jednak wyszłam za mąż poraz drugi. Byłam w tej decyzji znacznie ostrożniejsza, ale tez podjęłam decyzję poważniejszą. Mój komentarz tyczty się tylko ślubów kościelnych, zawieranych w obliczu Boga, ludzi, którzy traktują tę przysięge poważnie – ja traktuję. Gdyby mój obecny mąż okazał się przemocowcem to odeszłabym – nauka kościoła na to pozwala – ale tu wciąż nie ma rozwodu. Nie wyszłabym ponownie… Czytaj więcej »

Dot

Cieszę się, że tak właśnie myślisz. Przydało się trochę podyskutować, żeby okazało się, że myślimy dokładnie w ten sam sposób.

Malibu

Nie opuszczę Cię az do śmierci ale nigdy – nie odpuszczę Ci az do śmierci.

Malibu

Aż mi oczy wyszły to czytając.
Twój wybór. Zadręczenie pod przysięgą.
Dla mnie abstrakcja ale szanuję inne poglądy.
Racja, że ta przysięga wierzących motywuje a i też wiele związków zwyczajnie da się wspólną pracą uratować zamiast zrzucać rękawice przy pierwszej hopce.
Z tym że warto mieć w tym równowagę i pamiętać że jeśli jest źle i brak chęci zmiany – to tak jest. Szkoda życia na samobiczowanie wyłącznie przez przysięgę.