W 2050 będziemy hodować ludzi na mięso

Dziś będzie inaczej. Dziś będzie opowiadanie.

Występują: Pompon, Elizka i stres.

Pompon mówi, że ma taką wizję, że w 2050 będziemy hodować ludzi na mięso i wtedy to się wyrówna, ten rachunek sumienia, i może obudzą się nawet bogowie greccy i zabrzmi jakiś piorun i w egzystencjach zrobi nam się lżej. On mówi, że miasto jest wszystkożerne, że nikt nie szanuje już jedzenia chleba prosto z pieca, a ludzie są dla siebie przechodni, jak czasowniki i pokoje w mieszkaniach dla studentów. Tymczasem on chce być ważny, dla ludzi on chce być ważny i chce mieć kobietę, która go będzie kochać i szanować, kochać i szanować i całować punktowo jak obrazek święty.

A święty nie jest przecież Pompon, Pompon jest uzależniony od filmów porno oraz zupek chińskich i to nie jest tak, że on te filmy ogląda dla strojów i makijaży. Tylko pech chce, że on powiedział to nawet swojej matce, że on kobietę chce taką jak tamte i okazało się, że to nie jest matka, która wszystko rozumie, więc klasycznie dała mu w pysk.

Wtedy też Pompon postanowił, że popełni swoje pierwsze samobójstwo, ale zabijać nie chciał się sam, nie wiedział, jak się można zabijać i czy to w ogóle ma sens. Natomiast to jest całkiem fajne, że jest internet, bo nikt już umierać nie musi samotnie. Pompon znalazł więc forum, tak zwaną grupę, 1641 wpisów o tym, jak ludzie zadają sobie śmierć. I nie było to łatwe przeżycie, bo oni przecież przeżyli, śmierć swoją przeżyli i wtedy się Pompon wycofał, bo to niekonsekwencja i niefart od losu, a ogólnie z deka siara, żeby nie umieć załatwić tak prostej sprawy, jak siebie. Pompon stwierdził, że nie pogodzi się z losem, jak mu nawet śmierć w życiu nie wyjdzie, więc próbować wolałby nie.

Pompon się jednak nie łamie i mówi, że jak się nie ma szczęścia w kartach, to ma się szczęście w zabawach typu wpierdol i pech chciał, że jak szedł wczoraj parkiem do domu, to chłopcy już czekali i nie byli to chłopcy z placu broni, choć bronią ich były diabły w oczach i zaciśnięte maksymalnie pięści. Ale jak Pompon powiedział, że ma na imię Krzysztof, mieszka z matką i pochodzi z Wałbrzycha, to chłopcy uronili najprawdziwszą łzę. Tylko wiadomo, jak to jest w przyrodzie, kiedy taki wpierdol już wisi w powietrzu. Więc żeby nie było, że mu odpuszczą, to oni wymyślili mu test.

Test polegał na tym, że akurat chcieli zrobić włam, ale włam robią na opuszczone fabryki i kręcą tam zawsze film. I wtedy też mieli kręcić tam film, mieli już nawet spakowane przez kobiety kanapki, tylko nawalił im Zjeb. To jest kamerzysta, a ogólnie to alkoholik, prawicowiec i ćpun. Więc oni mówią, że Pompon został oddelegowany, aby obudzić go, ocucić i nie, że człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie, ale że on ma tu być w pół godziny i chuj. Na co Pompon, że pokażcie drogę, to pójdzie. Że odnajdzie tę jego hacjendę, a do odnalezienia jej posłuży mu miejscowa ludność oraz system typu GPS.

I tak dotarł Pompon do miejsca dziwnego, albowiem istniało tam ogrodzenie, ale nie istniał dom. Oczom jego ukazał się za to wóz czy też przyczepa, ale rocznika takiego, że wiesz, że na żaden kemping się już nie wybierze, a on razem z nią. Zdziwiło go więc to ogrodzenie, ale nie przywiązał do tego większej wagi, bo nie było czasu bawić się w węzeł gordyjski czy choćby szkolne kokardy. Pompon wszedł, choć na furtce wisiał komunikat, żeby raczej nie.

Pompon miał zresztą przeczucie, że czai się tu jakieś zło, bo od zawsze miał intuicję i wyczucie sytuacji też. Ale wszedł i nic się nie stało, żaden deus ex machina ani happy end. Więc Pompon przeszedł jeszcze pięć czy dziesięć metrów, spojrzał w prawo, spojrzał w lewo, potem splunął za siebie, a potem się podrapał, przekraczając granicę rozporka. Pewien, że teraz jest już bezpieczny, stanął bohatersko u drzwi. I wtedy pojawił się on, to jest Fidel, to jest myśliwski pies.

I jak nie zacznie Pompon spierdalać, i to najszybciej na świecie, ale matematyka jest przecież bezlitosna. Taki pies biegnie szybciej niż człowiek, a już na pewno bliżej ma do Pompona, niż Pompon za bramę posesji. I nie pomaga mu, że w podstawówce biegał maratony i że miejsca miał zawsze na podium, na nic te jego biegi, te rozgrzewki tuż przed i izotoniki tuż po, na nic godziny treningów i nieprzespane noce, spędzone nad masturbacją i poradnikami, jak żyć.

Otóż ten pies dogonił go. Tego nie było trudno przewidzieć, taka jest kolej rzeczy i doprawdy nie trzeba kończyć kierunku zarządzanie i marketing, żeby domyślić się, że tak musiało się stać. Niepotrzebne tu horoskopy, rady sąsiadki czy wróżbita Maciej, wróżący z kratek sudoku. To są oczywistości, jak dwa razy dwa albo płacz, kiedy ktoś zajebie ci krzesłem.

No i upierdolił go wtedy ten Fidel, w dodatku od dupy strony. Pompon ledwo wyszedł z tego cało, to znaczy spodnie miał naderwane, skórę na dupie rozdartą i jeszcze zastrzyk przeciw tężcowi aplikowany prosto do ciała, bez znieczulenia i gumowej kaczuszki, ściskanej w ręku celem ukojenia nerwów. Bo tak trafił Pompon na SOR.

Myślicie: teraz wszystko będzie już dobrze, a tymczasem opatruje go miła Elizka. Elizka mówi, jak tu trafiła, bo ogólnie, to jest z korporacji, ale lubi oglądać pasma cierpień, więc dorabia na dyżurach w polskim NFZ. A w ogóle to tamta praca nie jest wcale dla niej, bo ta korporacja działa jak szwajcarski zegarek, a ona nie jest śruba, tylko raczej gwóźdź. I pomyślała tak już pierwszego dnia i zadziałało to jak przepowiednia, co to sama się spełnia, bo ona przecież wiedziała. Wiedziała i od rana miała skurcze żołądka, to jest taki stan, kiedy normalny człowiek nie może już nic przełknąć, a ona przełknęłaby nawet wąż strażacki i strażaka na dokładkę też.

I to nie było mądre, bo najadła się wtedy bardzo i poszła do tych ludzi, którzy się witali i zapoznawali i jedli, trzymając w ręce poncz. A dookoła były stoły, na stołach białe obrusy, na obrusach białe półmiski, a na półmiskach wszystkiego w chuj, bo zastaw się, a postaw się, zwłaszcza, jak to impreza integracyjna i powitanie owieczek, spisanych na rzeź. Elizka zagryzła jednak zęby, cała była już pełna, przecież po to się w domu najadła, żeby nie tu, nie przy nich, nie przy obcych, których będzie widywała teraz całymi dniami i mówiła im w windzie „cześć„.

Ale co ona teraz widzi, widzi stół, stoliczku nakryj się, i on się nakrywa, nakrywają go kelnerki chude i wysokie, których twarze obleczone są w najnowszy puder marki L’Oreal, a zgrabne dupy wciśnięte w czarne spódniczki w rozmiarze XXS. Elizka wpada w lekki popłoch, sama też jest w spódniczce, na górę założyła bluzeczkę z wycięciem na plecach, to jest takim, z którego cellulit może krzyczeć: helloł. Ale co to, nagle wnoszą coś na sam środek, a nie jest to na szczęście świnia z jabłkiem w pysku, o nie, tego firma wolałaby uniknąć, bo co na to ludzie wege, to grozi kryzysem i masowym strajkiem. No więc na środku staje fontanna, dwie fontanny, trzy fontanny, wszystkie tak samo pełne czekolady, możesz wybrać słodką, gorzką, klasyczną deserową, możesz w nich maczać truskawki, maliny, banany, palców w niej nie możesz maczać, bo jak inni zobaczą, to nie zechcą już jeść. Ale ta fontanna, tego było za wiele, Elizka musiała podejść, musiała zjeść, jedna kulka melona, druga kulka melona, trzecia kulka melona, paw.

A przecież nie wybiła jeszcze północ, nie było odliczania, szampan nie lał się jeszcze strumieniami, naprawdę, Elizka, to nie był czas na takie show. Ja wiem, że teraz to modne mówić, że ktoś rzyga tęczą, ale, na litość boską, nie do fontanny, pełnej czekolady. Ktoś z sali rzuca, niby ze śmiechem, że nie dolewaj, bo wszystkiego nie zjemy. No ale stało się, zamiast konfetti poleciał na gości soczysty paw, kilka osób dostało rykoszetem, a kilka porzygało się w solidarnym geście. I teraz, teraz można to poczuć, można wyobrazić sobie tę przykrą jakże scenę, można się poczuć jak w kinie 5D, gdzie twoje zmysły kołysane są przez efekty specjalne. Specjalnej troski wymaga teraz Elizka, coś czuję, że nie obejdzie się bez leków uspokajających i dwóch lat psychoterapii, taka to będzie trauma. A przecież już, już, układała sobie życie, dostała własne biurko, własny telefon i tabliczkę z własnym imieniem i nawet ktoś jej paprotkę przy oknie postawił, bo to pobudza kreatywność i cieszy oko, a tu taka rzecz.

I Pompon mówi, że to było to. Że to mu wystarczyło, ta historia, że to go ujęło, że złapało go za serce i że zobaczył w niej kobietę, w której chciałby ulokować swoje emocje i całą resztę też. I że nawet przestałby z tym samobójstwem, ożenił się, zakochał się, wziął kredyt na auto i dom, ale przecież w 2050 będziemy hodować ludzi na mięso i jemu serce pęknie, jak ktoś kiedyś przyjdzie i mu tę Elizkę zje.

Subscribe
Powiadom o
guest
12 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Agape Non

Więcej takich opowiadań! Mistrzostwo!

Kasia Zembrowska

To jest dobre. Chociaż nie jestem pewna, czy to dobrze zrozumiałam – z interpretacji nigdy nie byłam dobra. Ale przypomniałaś mi tym tekstem, że na półce u mnie od dwóch tygodni leży „Miłość we Wrocławiu” i to też muszę przeczytać :)

Bratzacieszyciela

U Smarzowskiego scenariusze pisz! Cudne!