Leżaczek BabyBjörn. Bo każda matka potrzebuje czasem chwili dla siebie

Kojarzycie te wszystkie kolorowe, plastikowo-pluszowe sadzajki dla dzieci, wygrywające miliony melodyjek, ze zwisającymi karuzelkami i toną zabawek dookoła? Leżaczki, bujaczki, huśtawki? Na prąd albo na baterie, ewentualnie zasilane kopniakami matki? Posiadające tryb bujania, wibrowania, z czego każdy na kilka prędkości? Na pewno kojarzycie. To są właśnie te rzeczy, które konsekwentnie omijam.

Wiem, że każda mama chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Wiem też, że każda potrzebuje czasem chwili dla siebie – kiedy dziecko wciąż płacze, a jej odpadają już ręce. Kiedy chce zjeść śniadanie, bo zegar pokazuje piętnastą, albo kiedy chce wypić kawę, którą zrobiła sobie jeszcze wczoraj. Ewentualnie – wyjść do toalety, otworzyć listonoszowi, odebrać telefon albo policzyć do dziesięciu. Wszystkie te mamy mają święte prawo ułatwiać sobie życie na wszystkie możliwe sposoby – natomiast bardzo ważne jest, aby każdy z nich był dla naszego dziecka nie tylko interesujący, ale – przede wszystkim – bezpieczny i zdrowy.

A co złego jest w tych cudach techniki, o których na początku wspomniałam? Rozgardiasz. Dla malucha nowe jest absolutnie wszystko. W pierwszym okresie swojego życia nie widzi jeszcze wyraźnie ani kolorów, ani nawet kształtów, więc bombardowanie go nadmiarem bodźców nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Kto nie wierzy, niech poczyta, czym jest przestymulowanie. Pomyślcie o tym zresztą zdroworozsądkowo – jeśli Wasze dziecko reaguje na każdy, najmniejszy choćby gest czy zmianę wyrazu twarzy, jeśli uspokaja się, kiedy same je lekko bujacie, to czy rzeczywiście potrzebuje, aby machała nim na boki jakaś obca, rozwrzeszczana huśtawka? No właśnie.

babybjorn leżaczek recenzja

babybjorn leżaczek recenzja


NATURALNE KOŁYSANIE TO PODSTAWA

To dlatego my sami jeszcze w ciąży zdecydowaliśmy się na leżaczek BabyBjörn – absolutnie prosty, niezmotoryzowany, za to zapewniający dziecku naturalne kołysanie i maksymalnie funkcjonalny. Bez żadnych udziwnień, wibracji, melodii i zabawek. Ba, nawet kolorystyka jest tutaj delikatna i stonowana, co i z punktu rodziców ma całkiem sporą zaletę, a mianowicie – nie zaburza wystroju pokoju. Sami używamy leżaczka wyłącznie w salonie, gdzie spędzamy większość dnia, ale i podejmujemy gości. Postawienie tam pstrokacizny w słonie lub żaby nie wchodziłoby raczej w grę. Dlaczego? Bo takie rzeczy są po prostu niewiarygodnie brzydkie.

Leżaczek BabyBjörn z kolei ma ładny, subtelny wygląd i – przede wszystkim – ergonomiczny kształt, zapewniający prawidłowe podparcie pleców i główki dziecka i zapewniający mu rozrywkę poprzez naturalne kołysanie. Bez użycia baterii, bez ciągnących się przez pół pokoju kabli i bez dodatkowego angażowania rodzica do stymulacji. Tutaj maluch kołysze się sam, dzięki swoim własnym ruchom. Nie mówiąc już o tym, że w ten sposób rozwija zdolności motoryczne oraz zmysł równowagi.

Co więcej, ma on także tę ogromną zaletę, że błyskawicznie składa się do płaskiej pozycji i jest banalnie łatwy w transporcie. Czy chcemy przenieść go do drugiego pokoju, czy przewieźć w bagażniku samochodu na drugi koniec Polski – nie będziemy mieć z tym najmniejszego problemu. W ogóle konstrukcja została zaprojektowana tak, aby zapewnić nam aż trzy stopnie nachylenia, które dopasowujemy do wieku dziecka i okoliczności – jeśli np. karmiliśmy malucha w bardziej pionowej pozycji i zanim zdążyliśmy odłożyć słoiczek, on już odmeldował się na drzemkę, nie musimy go od razu wyciągać – wystarczy zmienić lekko kąt nachylenia, aby dziecko znalazło się w pozycji poziomej, odpowiedniej do snu oraz wypoczynku. Szybko i niemal bezgłośnie.

No i kolejny plus – długi okres użytkowania. Większość bujaków i huśtawek przeznaczona jest dla malutkich dzieci – dopóki nie usiądą bądź nie osiągną określonej wagi, zwykle tak do 9 kg. Cudo od BabyBjörn z kolei może być używane przez dziecko aż przez dwa lata – najpierw w okresie niemowlęcym jako leżaczek, a później, gdy dziecko nauczy się stabilnie siedzieć czy nawet chodzić – jako wygodny fotelik. Jedyne, co trzeba zrobić, to zdjąć materiał z oparcia i go odwrócić, oraz zmienić stopień nachylenia konstrukcji.

babybjorn leżaczek recenzja

babybjorn leżaczek recenzja


WSZYSTKO Z UMIAREM

Oczywiście, pamiętajmy też o tym, że leżaczki nie zostały stworzone po to, aby zastępować dziecku matkę – to znaczy, że nie należy trzymać nich w dzieci przez okrągłą dobę. Sami staramy się, aby to było 30, 40, maksymalnie 60 minut dziennie. Dlaczego nie więcej? Bo leżaczki, nawet te najlepsze, też mają swoje wady. Dziecko, bujając się w nich, funduje sobie całą masę atrakcji – wszystko widzi, do tego się buja, jest więc mu przyjemnie i wygodnie. Natomiast nie zapominajmy, że w tych pierwszych miesiącach najlepsza jest dla niego pozycja na brzuchu – wtedy samo musi dźwigać głowę, pracuje też resztą ciała, napinając m.in. mięśnie brzucha – to wszystko jest szalenie ważne dla jego dalszego rozwoju. Część rehabilitantów odradza zresztą nadmierne korzystanie z leżaczka, bo może to opóźnić czworakowanie. Ale i tutaj pamiętajmy, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek i umiar.

Co to oznacza w praktyce? Że tak samo, jak leżaczek nie ma bawić dziecka przez całą dobę, tak samo chusta nie będzie w 100 procentach dobra, jeśli będziemy w niej trzymać dziecko bez przerwy. Tak samo wożenie non stop w gondoli czy noszenie na rękach w jednej pozycji. Co do tego wszyscy są raczej zgodni – tym, czego potrzebuje takie dziecko, jest różnorodność. Dlatego nie bójmy się zostawić go w leżaczku na tych kilkanaście, kilkadziesiąt minut dziennie – zwłaszcza, że dla młodych mam (czy też takich, które mają pod opieką także drugie czy trzecie dziecko) wszystkie te minuty bywają naprawdę zbawienne.

My sami mamy leżaczek BabyBjörn Bliss Mesh, kolor antracytowy. I wiecie, co? Nie zamieniłabym go na żaden inny! Jest piękny, lekki i super funkcjonalny, a Staśko tak radośnie macha w nim nogami, że ani przez chwilę nie wątpiłam, czy jest mu w nim wygodnie i dobrze!

leżaczek babybjorn

leżaczek babybjorn

Zdjęcia: Agnieszka Wanat

Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Beata Redzimska

Asiu, oj mialam dokladnie taki sam model. Pamietam kosztowal mnie sporo, ale moj syn tak lubil sie na nim chustac, ze inwestycje uznalam za warta tych pieniedzy. Bo wtedy to bylo dla mnie wielkie uffffffffffffff i chwila oddechu. Pozdrawiam serdecznie Beata

MJ

My mamy bujak Fisher Price AQUARIUM, dzieci po dzieciach, pożyczony od znajonych. I chociaż jest ogromny, gra, świeci, hałasuje, buja, ewidentnie jest skoligacony z karuzelą z jarmarku i dodatku jest z kablem, bo małżonek przerobił go na taki, to w życiu bym go nie oddała, chociaż miałam takie zdroworozsądkowe podejście jak Ty na początku. Łucja jest wniebowzięta jak rybki się kręcą a światełka mrugają. Uwielbia się w nim bujać, często wieczorem jest to jedyna metoda na usypianie. Ma 4 miesiące i nigdy nie była z tych wrażliwych dzieci, Szumiś był kompletnie nietrafionym zakupem. Mieszkamy niedaleko Bazy Pogotowia Ratunkowego i to… Czytaj więcej »

Martyna

Ale jest brzydki :(

Zuzanna Marcinkowska

Dziękować! Właśnie szukaliśmy sprawdzonego prezentu dla świeżo upieczonej, samodzielnej mamy :)
Leżaczek kupiony :)
(tyle, że beżowy ;))